W opublikowanym na stronach Variety rankingu 25 seriali i programów telewizyjnych, które zmieniły telewizję znalazła się jedna animacja – nietrudno się domyślić jaka. Od 22 lat ów serial gości na ekranach nie tylko amerykańskich domów, ale bawi również widzów na całym świecie. Bo skoro kreskówka nabijająca się z amerykańskiego stylu życia może bawić Jankesów, to dlaczego nie miałaby bawić mieszkańców innych krajów? Zwłaszcza tych, którzy lubują się w sformułowaniach, że Amerykanie to „idioci”?
Można przyjąć, że to właśnie „Simpsonowie” zapoczątkowali modę na nieco odważniejsze animacje, kierowane do nieco starszej młodzieży, a bardzo często do dojrzałej już widowni. Gdyby nie przedziwne perypetie Homera, Marge, Barta, Lisy i Maggie, a także ponad setki bohaterów drugoplanowych mieszkańców Springfield, typowej amerykańskiej mieściny, prawdopodobnie nie doczekalibyśmy się takich perełek jak „Rocko i jego świat”, „Futurama”, czy nawet bardziej hardkorowych: „South Parku” i „Głowy rodziny”.
I chociaż ostatnia dekada to stopniowy, ale wyraźny spadek formy scenarzystów, „Simpsonowie” wciąż nie ustają w swych staraniach rozbawienia zgromadzonych przed ekranami widzów. Przed nami 23 sezon przygód sympatycznej rodzinki (25 września emisja pierwszego odcinka), a już za mniej więcej 15 tygodni wyświetlony zostanie 500, bardzo jubileuszowy epizod. Podejrzewam, że w związku z nim właśnie, możemy spodziewać się czegoś jeszcze bardziej wyjątkowego. Najdłużej emitowany sitcom? Najdłużej wyświetlana animacja w historii? Variety ma rację, „Simpsonowie” to coś znacznie większego.
Tak wielkiego, że korporacja 20th Century Fox Television rozważa utworzenie kanału, który przez 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu nadawałby tylko epizody kultowego serialu Matta Groeninga. A że odcinków powstało już tak dużo, żeby zobaczyć ten sam odcinek ponownie, potrzeba by aż 11 dni cierpliwości. To mówi samo za siebie.