Wiem, wiem, ten blog powoli staje się monotematycznym peanem na cześć „Powrotu do przyszłości”, ale nic na to nie poradzę – to najwspanialsza trylogia science-fiction jaką widziało współczesne kino. A Michael J. Fox na stałe zapisał się w pamięci widzów rolą przesympatycznego, zagubionego w czasie Marty’ego McFly’a.
Rola, dzięki której stał się sławny, stała się jednocześnie jego pułapką – gdziekolwiek nie zagrał, wszyscy widzieli w nim ubranego w samosznurujące się buty latającego na różowej poduszkorolce nastolatka, albo pędzącego z prędkością 88 mil na godzinę kierowcę DeLoreana. Niestety, po zachorowaniu na Parkinsona aktor prowadzi coraz skromniejsze życie publiczne, o występach w filmach nie wspominając.
Na szczęście jednak nie zapomina o nieśmiertelnej roli przez siebie wykreowanej, a w miniony weekend postanowił przypomnieć się wiernym widzom podczas koncertu charytatywnego zorganizowanego w celu zebrania pieniędzy na leczenie choroby Parkinsona. Na scenie pojawiło się wiele gwiazd, ale największą sensacją był oczywiście występ Michaela J. Foxa, który raz jeszcze zagrał nieśmiertelny przebój „Johnny B. Goode”, który w pierwszej części trylogii rozruszał licealny bal w roku 1955.
Poniższe wideo pojawiło się na The Huffington Post i stamtąd pochodzą także zdjęcia. Sentymentalnie załączam też oryginalne wideo – dla porównania. Okazuje się, że Fox świetnie się trzyma. Mam nadzieję, że to się nie zmieni.