Zanim pobiegniecie na IMDb czy Wikipedię, uspokajam – John Williams żyje i ma się dobrze. Niedobrze ma się natomiast jego kreatywność, której pokłady jakby wyczerpały się już jakiś czas temu. Wszyscy pukający się w czoło i przechodzący właśnie do strefy komentarzy, by oblać mnie wiadrem pomyj i hektolitrami plwocin, niech się chwilę wstrzymają. Pewnie na usta ciśnie się Wam argument, że Williams właśnie otrzymał dwie nominacje do Oscara za soundtracki do „Przygód Tintina” i „Czasu wojny”, ale szczerze przyznajcie, czy jest w nich coś, czym można się zachwycać? Czy ścieżki dźwiękowe do nudnawego filmu familijno-wojennego i genialnej animacji wyróżniają się czymś szczególnym, czy w gruncie rzeczy są dość… standardowe?
No dalej, zanućcie coś z wyżej wspomnianych filmów. Nie możecie? To może coś starszego. Może „Monachium”? Albo „Terminal”? „Wyznania gejszy”? Nie? Nie twierdzę, że kompozycje Williamsa przygotowane z myślą do tych filmów są słabe albo że mi się nie podobają – nie jestem szaleńcem. Ale jeśli przyjrzymy się dokonaniom ulubionego kompozytora Hollywoodu to dostrzeżemy, że ostatnim zapadającym w pamięci soundtrackiem był ten przygotowany do ekranizacji pierwszego tomu „Harry’ego Pottera”. A to było już ponad 10 lat temu!
Od tego czasu nie dane mi (nam?) było słyszeć żadnego motywu przewodniego, który wpadałby w ucho i tak szybko nie uciekał drugim. Może jestem bardzo wybredny, może przygłuchy, może faktycznie w dość młodym wieku udało mi się zgromadzić w ciele olbrzymie pokłady idiotyzmu, ale nawet w czasie tortur nie byłbym w stanie przypomnieć sobie żadnego z jego partytur stworzonych już w XXI wieku. Do czasu premiery „Kamienia filozoficznego” Williams był moim guru, gwarantującym niesamowicie audiofilskie doznania podczas kinowych seansów. Był kompozytorem potrafiącym z kilku dźwięków wykreować dzieło, które potrafi się obronić nawet bez wyświetlanego na gigantycznym prześcieradle filmu. Od 2001 roku legenda kina może nie podupadła, ale w rzeczywistości zatrzymała się w rozwoju.
Na zakończenie postanowiłem przygotować jeszcze małe zestawienie ulubionych (i najlepszych, a jakże!) kompozycji najlepszego kumpla Stevena Spielberga (współpracowali przy, uwaga, 55 różnych produkcjach), które po tysiąckroć przewyższają to, co czym w ciągu ostatniej dekady raczył nas raczyć.
„Gwiezdne Wojny: Część I – Mroczne widmo” – Duel of the Fates
httpa://www.youtube.com/watch?v=xaiEHNv2g6w
„Superman” – Motyw przewodni
httpa://www.youtube.com/watch?v=cj9gVPka4eY
„Park Jurajski” – Motyw przewodni
httpa://www.youtube.com/watch?v=D8zlUUrFK-M
„Gwiezdne wojny: Część V – Imperium kontratakuje” – Marsz imperialny
httpa://www.youtube.com/watch?v=I6MYLtqL9T8
„Indiana Jones” – Motyw przewodni
httpa://www.youtube.com/watch?v=CXDY0jvaCPw
„Szczęki” – Motyw przewodni
httpa://www.youtube.com/watch?v=mWLO4acMTCM
„Gwiezdne wojny: Część IV – Nowa nadzieja” – Motyw przewodni
httpa://www.youtube.com/watch?v=JG5OsfOuEy0
Więc teraz, kto jest bez winy (i poda przykład z ostatniego dziesięciolecia, który jest równie dobry, co wyżej załączone), niech pierwszy splunie w moją stronę.
Ale muzykę do „Back to the Future” skomponował Alan Silvestri!
PolubieniePolubienie
Możesz zamienić to na Home Alone 🙂
PolubieniePolubienie
Masz rację – zaliczyłem dużą wtopę 😉 Usunąłem z listy i przyznaję się bez bicia – dzięki za czujność. Mam teraz dowód, że są osoby, które to czytają (i słuchają) 😉
PolubieniePolubienie