Jakiś czas temu w moje łapska wpadła książka Pawła Musiałowskiego (znanego skądinąd z redagowania magazynu Kawaii) zatytułowana „Japonia oczami fana„. I chociaż nie spełniła ona moich oczekiwań (pierwsza połowa interesująca, druga bełkotliwa i rozwleczona), jej lektura nie okazała się całkiem bezowocna.
Jak możecie przypuszczać, sięgając po takie tomiszcze (400 stron!) spodziewałem się, że zaleje mnie tsunami ciekawostek wszelakich, lecz zamiast tego ich ilość można przyrównać do przyboju na bałtyckiej plaży. Niemniej jednak, kilka rzeczy zwróciło moją uwagę i żeby oszczędzić Wam czasu, wynotowałem sobie pięć z tych, które może i Was zainteresują.
Żeby nie było, nie zniechęcam Was do kupowania tej pozycji, ale jeżeli już wcześniej interesowaliście się krajami Azji południowo-wschodniej ze szczególnym uwzględnieniem Nipponu, naprawdę nie musicie odczuwać takiej konieczności. Wystarczy że poczytacie co następuje.
1. Maseczki

Na pewno wielokrotnie zastanawialiście się (ja nawet częściej), po jaką cholerę tylu Japończyków nosi zasłaniające twarz białe maseczki chirurgiczne. Wyjaśnienie tego fenomenu jest niezwykle wręcz proste. Oprócz dwóch oczywistych powodów (w przypadku choroby nie zarażamy innych, a w przypadku choroby innych, nie narażamy na zachorowanie siebie) jest jeszcze trzeci i czwarty.
- Niektórzy Japończycy używają maseczek jako swego rodzaju biżuterii, ozdoby czy jak kto woli akcesorium garderoby. Obok bransoletek, naszyjników, kolczyków, zegarków i innych dupereli, niektórzy lubią też sobie założyć maseczkę.
- Część mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni uważa siebie za szpetnych i maseczkami tuszuje niedoskonałości wyglądu. Proste, a genialne.
2. Kit Kat

Jedną z najpopularniejszych, a w przypadku studentów czy uczniów podchodzących do egzaminu najpopularniejszą marką słodyczy są batoniki Kit Kat. Nie ma chyba kraju, w którym na sklepowych półkach poniewierała się taka ich różnorodność, a to ze względu na pozytywne skojarzenia, jakie budzi nazwa produktu sygnowanego logiem Nestle.
Okazuje się, że lokalnym specom od marketingu udało się skojarzyć nazwę Kit Kat ze słowami „kitto katsu”, która w wolnym przekładzie znaczy mniej więcej „na pewno zwyciężysz”. Kiedy podchwycili to troskliwi rodzice, popularność zalanego czekoladą wafelka wręcz eksplodowała – nie ma chyba osoby podchodzącej do ważnego testu, która nie miałaby na wszelki wypadek poczciwego batonika. A żeby nie było nudno, wariantów smakowych jest naprawdę wiele.
3. Sake

Słysząc słowo „sake” koneserom mocnych trunków z całego świata przed oczami staje wódka ryżowa podawana w charakterystycznych (?) „kieliszkach”. Kiedy jednak w Japonii poprosimy o „sake”, bardzo prawdopodobne, że zobaczymy jak barman rozkłada ręce w niezrozumieniu. W czym problem? Ano w tym, że „sake” tak naprawdę oznacza „alkohol”. Każdy, łącznie z piwem, szampanem i jabolami.
Jeśli jednak chcemy w Japonii spróbować napoju alkoholowego z ryżu, warto poprosić o „nihonshu”, chociaż jest szansa, że kiedy lokalny barman zauważy, że o „sake” prosi go obcokrajowiec, od razu skojarzy, o jaki trunek mu chodzi.
4. Machanie

Jeżeli poruszając się po japońskich ulicach (albo zaułkach, albo rozdrożach, albo…) zauważycie, że ktoś do Was macha, robi to nie dlatego, że Was pozdrawia (albo żegna), ale dlatego, że chciał(a)by z Wami porozmawiać.
Cytując za autorem książki, „w Japonii bowiem uniesiona do góry ręka z machającą w pionie dłonią oznacza ‚chodź tu proszę/zapraszam’, a u nas odbierane jest jako machanie na pożegnanie, czyli coś zupełnie odwrotnego”. Ot, ciekawostka.
5. Margines społeczny

Aby Japończyk został odrzucony przez społeczeństwo, wcale nie musi być kryminalistą (wtedy pewnie przyjmie go Jakuza) czy bezdomnym (wtedy pewnie stanie się częścią bardzo poukładanej… społeczności bezdomnych) – wystarczy, że nie ma stałego zatrudnienia. I teraz mocniejszy strzał – w Kraju Kwitnącej Wiśni stałego zatrudnienia nie ma aż 34% (!) obywateli.
Spośród tych 34% aż cztery miliony do wykształceni młodzi ludzie, którym wystarczająco szybko nie udało się znaleźć pracy w którejś z korporacji. Parają się pracą dorywczą i często nie stać ich nie tylko na wynajęcie przyzwoitego mieszkania, ale, po zapłaceniu horrendalnych rachunków za przysłowiową „norę”, nawet na jeden ciepły posiłek dziennie. Co w takim razie robią takie osoby? Nocują w McDonaldzie, kafejkach internetowych, dworcach i miejscach, z których nikt ich nie wyrzuci. A nie wyrzuci, bo takich ludzi po prostu się nie zauważa. Oni (tzw. „Freeterzy”) dla społeczeństwa nie istnieją.
I weź tu teraz narzekaj na śmieciowe umowy w Polsce.
Jedna uwaga do wpisu “5 naprawdę ciekawych ciekawostek o Japonii”