Wiele osób chodzących do kina zauważyło pewnie, że letnie blockbustery są strasznie powtarzalne. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę, iż ta powtarzalność tylko pośrednio jest wynikiem lenistwa, a znacznie częściej pragmatycznym korzystaniem z jednego, sprawdzonego i złotego przepisu na idealne wakacyjne kino. Przepisu, który kartka po kartce opisuje co powinno dziać się w scenariuszu, tak aby widz był zadowolony, a hajs się zgadzał.
Skąd go wziąć? Z książki „Uratuj kota, czyli ostatnia książka o scenopisarstwie jakiej kiedykolwiek będziesz potrzebować” Blake’a Snydera. Zdaje się, że jej tytuł Hollywood potraktowało bardzo dosłownie, gdyż w sezonie letnim praktycznie nie znajdziemy już produkcji, która nie korzystałaby z tego genialnego w swej prostocie przewodnika. A przynajmniej tak twierdzi Peter Suderman, redaktor magazynu Slate, wieszczący w artykule „Save the Movie!” upadek amerykańskiej kinematografii.
Hollywoodzkie objawienie (inaczej apokalipsa)
We wspomnianym tekście czytamy, że do 2005 roku Hollywood nie miało specjalnie określonego pomysłu na kino masowe (co nie znaczy, że pomysłów nie miało wcale), a początek rażącego pisania po schemacie zbiegło się w czasie właśnie z premierą „Save the Cat!”, napisaną przez gościa… który zaczynał od wymyślania kolejnych odcinków seriali dla maluchów, a jego najbardziej rozpoznawalnym dziełem jest „Stój, bo mamuśka strzela”. Zmarły w 2009 roku Snyder był co prawda członkiem Amerykańskiej Gildii Scenarzystów, ale większość prac pisał dla siebie, dopiero później proponując ich odsprzedaż gigantom Hollywoodu. Jak to się więc stało, że w połowie pierwszej dekady XXI wieku stał się guru amerykańskich scenarzystów?

W swoim poradniku dla aspirujących pisarzy autor miał nadzieje nakreślić ramy, stworzyć jedynie przykładową, pasującą do mniej więcej 110-minutowego filmu strukturę fabularną, która w założeniu miała największe szanse trafić w gusta Amerykanów. Sposób w jaki jednak uporządkował 15 pasujących do siebie składników dla szukających łatwego zarobku producentów stał się wręcz swego rodzaju nie podlegającą innym interpretacjom biblią, idealną formułą i maszynką do robienia wielkiej kasy.
Perpetuum mobile przemysłu filmowego
Teraz wystarczyło tylko pisać pod jej 110-stronicowe, trzyaktowe dyktando – strona po stronie, scena po scenie, minuta po minucie – chociaż sam autor nigdy nie twierdził, że kolejność ich dodawania do scenariuszowego kotła musi być taka sama. Według niego wystarczyłoby, żeby ich proporcje mniej więcej się zgadzały, ale fakt, że opisany w niej idealny scenariusz to taki, którego jedna strona maszynopisu równa jednej minucie na ekranie, Hollywood potraktowało jak aksjomat.

A jak wygląda ta zaadaptowana przez filmowców złota sekwencja scen? Wystarczy, że znajdziecie elementy wspólne fabuł tegorocznych hitów, takich jak „Szybcy i wściekli 6”, „Uniwersytet Potworny”, „W ciemność: Star Trek”, „Olimp w ogniu”, „Jack pogromca olbrzymów” czy „Oz Wielki i Potężny”. A jeśli macie z tym problem, poniżej przytaczam tłumaczenie własne, mając nadzieję, że w miarę dokładne.
15 przykazań „bożych”
- Scena otwierająca (s. 1) – ustanawia ton opowiadanej historii i sugeruje problem, z jakim zmagać się będzie główny bohater.
- Przedstawienie motywu (s. 5) – pytanie albo obwieszczenie, zazwyczaj skierowane do głównego bohatera, sygnalizujące motyw przewodni historii.
- Wprowadzenie (s. 1-10) – przedstawienie głównych bohaterów i tła całej opowieści.
- Katalizator (s. 12) – ważne wydarzenie, które odmienia świat/życie głównego bohatera i prowadzi do zawiązania się akcji.
- Rozważanie (s. 12-25) – bohater debatuje z kimś bądź samym sobą na temat wyboru, jakiego musi dokonać i ryzyka, jakie musie podjąć.
- Przejście do aktu II (s. 25 -30) – bohater postanawia zostawić za sobą swój „stary świat” i wkracza w nowy, na razie nieznany i pełen niebezpieczeństw.
- Historia poboczna (s. 30) – drugi wątek fabularny, poszerzający wiedzę widza o bohaterach pobocznych: najczęściej mentora głównego bohatera albo obiektu jego westchnień. Jeden albo drugi będzie mu towarzyszyć i pomagać w „wędrówce”.
- Gry i zabawy (s. 30-55) – eksploracja głównego konceptu fabularnego, najczęściej skupiająca się na prezentowaniu efektownych scen, które ostatecznie trafią do trailera. Jej ton jest lżejszy niż reszta filmu, a całość prowadzi do dużego zwycięstwa mniej więcej w środku filmu.
- Środek (s. 55) – wątek główny i wątek poboczny wreszcie się przecinają. Opowiada historia prowadzi do „złudnego zwycięstwa” lub „złudnej porażki”. Pojawiają się nowe informacje, które zwiększają stawkę o jaką bohater walczy i w konsekwencji ryzyko, jakie musi podjąć.
- Wrogowie coraz bliżej (s. 55-75) – po złudnym zwycięstwie, wszystko zaczyna się powoli sypać, dając czas antagonistom na przegrupowanie się i kontratak.
- Wszystko stracone (s. 75) – najczęściej złudna porażka. Bohater zdaje się być już na przegranej pozycji. Niemal obowiązkowa śmierć jednego z jego ważnych stronników lub przynajmniej wydarzenie, które prawie taką postać zabija.
- A w duszy ciemna noc (s. 75-85) – chwila na przemyślenia odnośnie drogi jaką bohater przebył i tego, czego się nauczył. Najczęściej pada tu pytanie „po co to wszystko?”.
- Przejście do aktu III (s. 85) – nagłe olśnienie, które daje nową siłę bohaterowi i stanowi klucz do sukcesu w akcie III.
- Wielki finał (s. 85-110) – wyciągając wnioski z tego, czego nauczyła go przygoda, bohater rozwiązuje wszystkie problemy, pokonuje swoich wrogów i zmienia świat na lepsze.
- Scena zamykająca (s. 110) – nawiązanie do sceny otwierającej z podkreśleniem tego, czego bohater się nauczył i pokazaniem jak jego działania zmieniły świat przedstawiony.
Kobieto, puchu marny
Co prawda Snyder nie pisze wprost, że główny bohater powinien być facetem, jednak sugeruje, że właśnie ich w głównych rolach chcą oglądać widzowie (a letnie blockbustery statystycznie bardziej preferują mężczyźni niż kobiety). A jeśli już uczynimy głównym bohaterem mężczyznę, kobieta siłą rzeczy schodzi na plan dalszy, pomagając mu co prawda w drodze do zrealizowania zamierzeń, ale swoimi działaniami nigdy nie wyręczając samca od tego, do czego został w istocie scenariuszowo powołany.

Zarówno trzymanie się kurczowo ram zaproponowanych przez Snydera jak i ograniczanie roli kobiety nie musi oznaczać, że letni blockbuster będzie kiepski. Jednak jeśli realizacji wysokobudżetowego kina letniego podejmie się kiepski rzemieślnik, wyjść z tego może tylko taka poczwarka jak „Abraham Lincoln: Łowca wampirów” albo produkcja tak rozczarowująca i powtarzalna jak „Niesamowity Spider-Man”. Prawdopodobnie to przez poleganiu na 15 przykazaniach Snydera właśnie w dzisiejszych czasach ciekawsze rzeczy nie znajdziemy na wielkim, ale na tym nieco mniejszym – szklanym, plazmowym czy ciekłokrystalicznym ekranie, postawionym w domowym zaciszu.
Posłowie
Polecam oczywiście przeczytanie całego artykułu o upadku scenopisarstwa w oryginale, a także anglojęzycznej wersji 15 przykazań, które starałem się na miarę własnych możliwości godnie przetłumaczyć, ale wrodzona skromność nie pozwala mi napisać, że zrobiłem to odpowiednio dobrze. Czytając artykuł Sudermana zwróćcie uwagę, że jego konstrukcja powiela w 100% zasady tworzenia historii opisane w książce, która na swój sposób zniszczyła amerykańskie kino.
I na zakończenie, trochę z innej bajki, ale lepszej okazji nie będzie:
Nie rozumiem, co się Wam tak nie podobało w ostatnim Spider-Manie?
PolubieniePolubienie
Był rozczarowujący i powtarzalny 🙂
PolubieniePolubienie
No wiem, że szału nie było, ale mnie najbardziej ukłuło to, że nie wytłumaczono, na jakiej zasadzie Connors zwariował. No i lepiej wujka Bena pokazał Raimi. Ale co prócz tego?
PolubieniePolubienie
Ja za to nie wiem co macie do “Abraham Lincoln: Łowca wampirów”? Przecież ten film był tak zły, że aż dobry. Druga część Star Trek też była przyjemna.
PolubieniePolubienie
Przecież nikt tu Star Treka nie krytykuje 🙂
A co do AL: Łowca Wampirów, był tak zły, że aż zły. Serio, lubię oglądać kiepskie filmy, lubię nawet oglądać filmy dla określonych aktorów (w tym wypadku aktorki), ale tego się po prostu nie dało.
PolubieniePolubienie
Dawanie Star Treka w tym zdaniu „“Szybcy i wściekli 6″, “Uniwersytet Potworny”, “W ciemność: Star Trek”, “Olimp w ogniu”, “Jack pogromca olbrzymów” czy “Oz Wielki i Potężny”.” w takim towarzystwie jest dla mnie jego krytyką. Jednak po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że mogę się czepiać.
PolubieniePolubienie
Abraham Lincoln: Łowca wampirów był dla mnie osobiście filmem świetnym. Pod warunkiem, że spodziewałeś się tego co miał ten film ci dać. Ostatni Spider-Man był zły i zdecydowanie wolałem to co z tą serią robił Raimi.
PolubieniePolubienie
Ciekawi mnie czy ma to swoje przełożenie na fabułę książki i jej atrakcyjność dla czytelnika jeśli pisać pod taki szablon…
PolubieniePolubienie
Łatwo to sprawdzić sięgając po scenariusz. Chociaż z drugiej strony, w scenariuszach opisy są dość zdawkowe.
PolubieniePolubienie
Serio? Autor książki skwitował nic innego jak każdą jedną sztukę Szekspira 🙂
PolubieniePolubienie
Niekoniecznie. U Szekspira ginie więcej ważnych, często głównych bohaterów.
PolubieniePolubienie
Cały czas zachodzę w głowę – z jakiego filmu pochodzi pierwsza fotografia, ta z nagłówka? Sceneria SF, dlatego zły sam na siebie jestem, że nie potrafię rozpoznać tego kadru, ale nie jestem Ashtarem, by rozpoznać aktorkę tylko po jej atrybutach.
PolubieniePolubienie
Star Trek: Into Darkness 🙂
PolubieniePolubienie
Snyder nie napisał niczego bardzo odkrywczego, w większości powielił „The Hero of the Thousand Faces” Campbella z 1949(!) roku. Wbrew pozorom schemat nie ogranicza się do blockbusterów, a dotyczy chyba wszystkich opowieści, które człowiek jest w stanie spłodzić – wszystkie ograniczają się do monomitu, nawet starożytne podania. Dla zainteresowanych: http://en.wikipedia.org/wiki/Monomyth (art na angielskojęzycznej Wikipedii), http://piotrweresniak.com/2011/12/11/podroz-bohatera-o-tysiacu-twarzach/ (artykuł polskiego scenarzysty na blogu, wyjaśniający konwencję monomitu).
PolubieniePolubienie
Nie napisał niczego odkrywczego, ale użył tutaj takiej łopatologii, że książka po prostu musiała się przyjąć. To naprawdę wygląda jak instrukcja obsługi – tutaj wstaw to, tutaj podkręć tamto etc. A Amerykanom podoba się to, co najprostsze.
PolubieniePolubienie
To, że jedna strona scenariusza to jedna minuta, to standard uczony w amerykańskich szkołach filmowych od dawien dawna i nie ma nic wspólnego z tym autorem. Mam kilka książek o scenariopisarstwie wydanych przed „Save the cat”, które traktują to jak oczywistość. Zresztą jest to bardzo dobry nawyk, bo scenariusze zawsze są metrowane. W Polsce, gdzie nie ma takiego standardu, by określić przewidywaną długość filmu czyta się go powoli na głos ze stoperem. True Story. Amerykanie – wystarczy, że spojrzą na liczbę stron. Najlepsze jest to, że to na prawdę działa. I to nie na takiej zasadzie, że zawartość jednaj strony upycha się w jednej minucie, tylko dlatego, że więcej na tak sformatowanej stronie się zwykle nie mieści. Zresztą długość scenariusza jest bardziej wskazówką dla producenta i kierownika produkcji przy organizowaniu planu, niż dla reżysera. Nie znam filmu który powstał kropka w kropkę, tak jak był napisany.
PolubieniePolubienie