Wiele ostatnio się mówi o notującym rekordowe wartości BitCoinie czy raczkującym na czterech łapach, stworzonym dla żartu Dogecoinie, tymczasem najbardziej efektowny kryptopieniądz, który ma de facto takie same szanse na podbicie rynku, wciąż pozostaje w cieniu. Co ciekawe, zarówno jego nazwa jak i logo zainspirowane zostały ręcznie rzeźbionymi przez głodujących włóczęgów pospolitymi pięciocentówkami, które dzięki ich ingerencji zyskiwały na wartości blisko 100 razy. Żaden jednak cinkciarz czy spekulant nie miał w ręku takiego fachu jak oni.
Hobo nickel dawniej
Chociaż historia rzeźbienia (grawerowania) na awersie czy rewersie metalowego środka płatniczego sięga połowy XVIII wieku, największy wysyp włóczęgowskich monet (ang. „hobo nickels”, tłumaczenie własne) rozpoczął się w roku 1913, kiedy amerykańska mennica wyemitowała pięciocentówkę, na której znalazł się profil rdzennego mieszkańca kontynentu północnoamerykańskiego oraz bizon na odwrocie. Reliefy na tej monecie różniły się od poprzednich nie tylko wyborem niecodziennej tematyki (wcześniej dominowały głowy prezydentów), ale też rozmiarem. Zarówno głowa na awersie jak i zwierzę na rewersie zajmowały na niej znacznie więcej miejsca niż w poprzednich wersjach, dając potencjalnym artystom większe „płótno”, na które nanieść mogli swoje dzieła.

Utalentowanemu włóczędze wystarczyło odpowiednio naostrzone dłuto oraz kilkanaście godzin, by z kawałka metalu o wartości 5 centów stworzyć dzieło, które mógł następnie sprzedać za kilka dolarów. Wyobraźcie sobie sytuację, w której możecie zjeść obiad za piątaka już teraz albo siłą woli zwalczyć głód, by po kilku dniach (i przy solidnym łucie szczęścia) dostać za jego zmodyfikowaną wersję kilkadziesiąt raz więcej, zdobywając fundusze na jedzenie na najbliższy miesiąc. A teraz wyobraźcie sobie, co takie pieniądze musiały oznaczać dla wędrującego od miasta do miasta, od farmy do farmy bezdomnego i spróbujcie oszacować, ilu z nich zwietrzyło szansę na ten niesamowity zarobek.

…i dzisiaj
W 1938 roku pięciocentówka z bizonem została zastąpiona inną, chociaż stary pieniądz wciąż pozostał w obiegu. Dłubiący w monetach artyści kontynuowali więc swoją pracę, z czasem jednak przerzucając się na wersję z głową Thomasa Jeffersona lub zniszczone monety o innych nominałach. Wraz ze spopularyzowaniem nurtu, określenie hobo nickel zaczęło być stosowane również do monet rzeźbionych przez profesjonalistów, a obecnie nazywa się nim niemal każdy zmodyfikowany (niekoniecznie upiększony, bo i takie rzeczy się zdarzają) bilon. Dawny zarobek z czasem zamienił się w hobby, które jest rozwijane również w dzisiejszych czasach.
Jednym z czołowych twórców włóczęgowskich monet jest obecnie artysta ukrywający się pod pseudonimem mrthe. To właśnie zdjęcia jego prac często spotkać można na stronach z ciekawostkami – rzeźbi nie tylko w monetach z początku minionego wieku, ale też nieco starszych. Jego styl jest na tyle charakterystyczny (i zaiste efektowny), że twórcy jednej z kryptowalut zdecydowali się na zaadoptowanie jednego z projektów mrthe na logo swojego pieniądza. Co prawda nie ma na razie większej wartości, ale jeszcze kilka lat temu to samo można było powiedzieć o BitCoinie, a kilkadziesiąt lat temu o pospolitych pięciocentówkach. 17 stycznia zeszłego roku ręcznie przerobioną w 1939 roku monetę (data wybicia: 1935) sprzedano za… 24200 dolarów.
Poniżej znajdziecie kilkadziesiąt przykładów starych monet przerobionych przez współczesnych artystów. Niech Was nie zmylą wybite na nich daty – to lata, kiedy ta konkretna moneta trafiła do obiegu, a nie rok, w którym efektowne modyfikacje wprowadzili uzdolnieni rzeźbiarze.
Zdjęcia pochodzą ze stron dwóch artystów: Aleksieja Saburowa oraz mrthe.
A taki byłem dumny z siebie kiedyś, jak mi się udało ładnie sprasować monetę pociągiem…
PolubieniePolubienie