Co ci Latynosi, to ja nawet nie.
Po serii dość ponurych wpisów, które w ostatnich kilku tygodniach pojawiły się na KWP, postanowiłem choć na chwilę wskoczyć do basenu z treściami nieco lżejszymi, by tchnąć nieco polotu, finezji i optymizmu w ten ostatnio przygnębiający niczym polska rzeczywistość blog. I tak wędrując od serwisu do serwisu natrafiłem na dwóch artystów, którzy niezależnie od siebie realizują w sumie bardzo podobny projekt. A wszystko czego w pracy nad nim używają to walające się po domu przedmioty i ołówek. Zaczarowany.
Ekwadorczyk Javier Pérez i Brazyliczyk Victor Nunes specjalizują się w nadawaniu nowego znaczenia bardzo niepozornym rzeczom. Ze sprawnością Angusa (to nie żart, on naprawdę ma tak na imię) McGyvera, potrafią ze spinacza zrobić trąbkę, z wykałaczki skrzypce, a z nożyczek – kolarzówkę. Cała zabawa wymaga oczywiście wykazania się poczuciem humoru i wyobraźnią zarówno od samych twórców (których dzieli nie tylko kilka tysięcy kilometrów i dwa kraje, ale też kilkadziesiąt lat doświadczeń), jak i potencjalnych odbiorców ich dzieł. A tych z dnia na dzień jest coraz więcej.
Od stycznia tego roku, kiedy Nunes założył fanpage na Facebooku, zaczęło go śledzić około 12 tysięcy osób i z dnia na dzień będzie ich lawinowo przybywać, gdyż nawet polskie media postanowiły przeprowadzić z nim rozmowę. Jeśli zaś chodzi o Pereza, to o ile na twarzoksiążce ma mniej więcej tyle samo fanów (13 tysięcy i rośnie), to na Instagramie śledzi go już… ponad 80 tysięcy osób. I raczej trudno się temu dziwić, gdyż to co prezentują obaj panowie, chociaż na pierwszy rzut oka bardzo banalne, często robi naprawdę niesamowite wrażenie. Sami zresztą zobaczcie.
Victor Nunes i jeden z wielu jego projektów: