Nie przeczę – istnieją dobre reklamy. Takie, które potrafią sprzedać produkt w sposób nienachalny lub na tyle efektowny, że oglądając je nie mamy ochoty zmieniać kanału w telewizorze czy wyrywać stron z magazynów kolorowych. Mogą być też takie, które oprócz promowania jakiegoś produktu, oferują sporo ciekawych informacji. Zdecydowana większość kampanii polega jednak na wykupieniu gigantycznej powierzchni reklamowej (czy to w postaci billboardu albo przyczepki na kółkach w mieście, czy to wyskakującego bannera w internecie) i wypełnienia jej kawałkiem dupy lub kilkoma cyckami. To właśnie z nimi stale się powiększająca grupa zapaleńców od prawie 2 lat toczy spektakularne boje. A największy z nich miał miejsce kilka dni temu.
W miniony weekend członkowie ruchu Brandalism (nazwa powstała z połączenia słów marka [„brand”] oraz wandalizm) zorganizowali prawdopodobnie najbardziej spektakularną akcję anty-reklamową w historii. W ciągu niespełna dwóch dni w dziesięciu miastach w Wielkiej Brytanii 40 artystów podmieniło prawie 400 reklam na przygotowane przez siebie satyryczne (ale nie tylko) plakaty, które celnie punktują, a najczęściej wyśmiewają sztuczki stosowane przez speców od outdoorowego marketingu. Wszystko odbyło się niemal w sposób niezauważalny, nawiązujący do partyzanckich dwudziestowiecznych tradycji.
W tej swoistej zabawie udział wzięli twórcy z wielu krajów świata, przesyłając swoje pomysły organizatorom, którzy następnie przechwycili nośniki reklamowe w największych miastach Wielkiej Brytanii: Londynie, Liverpoolu, Edynburgu, Glasgow, Leeds, Manchesterze, Oxfordzie, Birmingham, Bristolu i Brighton. Bardzo prawdopodobne, że w niedalekiej przyszłości idea przechwytywania reklam zostanie podchwycona przez mieszkańców innych państw i już wkrótce podobnymi akcjami będziemy cieszyć się również nad Wisłą. Nie napiszę, że jest to zdecydowanie lepsze niż zakazywanie reklam w ogóle, ale na pewno zdecydowanie bardziej kreatywne niż prostackie naklejki „i chuj„, które kilka lat temu przyozdobiły reklamy wielkoformatowe w siedmiu miastach Polski.











„Brandalism” i „Ad nauseam” – genialne nazwy. Czekam na tak kreatywną walkę z reklamozą u nas, zwłaszcza w centrach miast, gdzie reklam jest więcej niż powietrza.
PolubieniePolubienie