Kiedy pod koniec lat 90. „Matrix” jeszcze wówczas braci Wachowskich szalał w kinach na całym świecie, wiele uwagi poświęcono pozwom, jakie spływały do studia Warner Bros w związku z oskarżeniami o plagiat. Co więcej, jeszcze 15 lat po premierze filmu amerykańskie sądy wydają wyroki w sprawie domniemanej kradzieży, jakiej mieli się dopuścić uznawani za wizjonerów twórcy. Przez czas, który upłynął od kinowego debiutu pierwszej części trylogii, w internecie pojawiło się sporo doniesień o rozprawach, które Warner miał przegrać. Tak naprawdę, nigdy niczego Lanie i Andy’emu nie udowodniono, chociaż elementy, które pożyczyli sobie z innych produkcji, biją po oczach aż nadto. Zwłaszcza, kiedy poszczególne fragmenty „Matrixa” zestawi się z odpowiednimi scenami z filmów będących dla niego inspiracją.
29 kwietnia tego roku scenarzysta Thomas Althouse przegrał toczony kilka lat spór ze studiem filmowym. Jego zarzewiem okazał się scenariusz filmu „The Immortals„, który Althouse wysłał do Warner Bros w 1993 roku – tam miał on wpaść w ręce producenta Joela Silvera, który skierował go potem w ręce rodzeństwa o swojsko brzmiącym nazwisku.

Bohaterem nigdy nienakręconego (za pół sekundy przekonacie się dlaczego) „The Immortals” jest agent CIA, który po zażyciu tajemniczego narkotyku staje się nieśmiertelny. W roku 2235 toczy następnie walkę z synem Adolfa Hitlera, planującym na wszystkich ludzi nie będących tak wyjątkowymi jak on i główny bohater sprowadzić hokokaust. W swoim pozwie Althouse wyliczył aż 119 podobieństw, które jego zdaniem niezbicie świadczyły o plagiacie. Sędzia R. Gary Klausner był jednak innego zdania, wyrokując, że zbieżności owszem widzi, ale są na tyle ogólne, że można znaleźć je w wielu innych filmach z tego samego gatunku. Innymi słowy – „Matrix” na swoje szczęście czerpał z tak wielu produkcji, że nie wskazać konkretnej, której plagiatem miał być w całości.

Wachowscy nigdy nie ukrywali, że mocno inspirowali się popkulturą sprzed roku 1999. Dlatego sceny, które ostatecznie znalazły się w filmie o hakerze wyzwalającym ludzkość spod jarzma zbuntowanych maszyn, częściej uznaje się za hołd a nie bezmyślne kopiowanie. „Ghost in the Shell”, „Dziwne dni”, „Mroczne miasto” to tylko kilka kropel w całym oceanie zapożyczeń. Reżyserskie rodzeństwo sięgnęło również do legendarnej klasyki kina kopanego z lat 70 (później podobnie bawił się Tarantino zresztą) oraz hitów kaset wideo lat 90. (w tym pomógł im genialny choreograf Yuen Woo-ping, który sam kopiował sceny, ze swoich wcześniejszych produkcji) widowiskowo mieszając ją z elementami cyberpunku, dystopii, futurologii i chrześcijańskiej symboliki. Jednym zdaniem, „Matrix” jest plagiatem doskonałym.
Dwa razy podchodziłam do tego filmu i dwa razy zasnęłam przed upływem 30 minuty. Może za 3 razem się uda, jeżeli taki nadejdzie 🙂
Odnośnie plagiatów w kinie – miałam na studiach taki przedmiot jak historia kina światowego. Głównie omawialiśmy i oglądaliśmy kino nieme i czołowe filmy kina gatunkowego. Morał był z tego taki, że wszystko już było za niemych czasów. Obecne kino tylko dodało nową technologię.
PolubieniePolubienie
Plagiatów uniknąć nie sposób, ale póki czyni się to z pełną świadomością twórczą, stanowią pole do fanów dla szukania ciekawych powiązań. To gra z kulturą, w którą miło dać się wciągnąć 🙂
PolubieniePolubienie
Nawiązanie, czy paralela, które właśnie są po to, by puścić oko do odbiorcy i wzbogacić prowadzoną przez całą kulturę (niczym w „Grze szklanych paciorków” Hermana Hessego) grę, chyba tym samym, co plagiat nie jest. W każdym razie, mnie się słowo plagiat kojarzy negatywnie, z kopiowaniem bezczelnie i udawaniem przy tym, że to autorski pomysł. Z przywłaszczeniem sobie po prostu. Wobec celowych odniesień lub niezamierzonych powtórzeń motywów tego słowa bym nie użyła. Plagiat kojarzy mi się też bardziej z przywłaszczeniem całości albo obszerniej części, zdecydowanie więcej, niż adaptacji pojedynczych elementów, które można składać jak klocki. Zatem wychodzi na to, że „Matrix” to nie do końca plagiat, bo w atmosferze oczekiwania na milenijną pluskwę takie nastoje i motywy się po prostu rodziły w wyobraźni niemal masowo, a nie było to faktycznie kopiowanie celowe? Nie siedzimy w głowach twórców, a granice między plagiatem inspiracją i hołdem są nieostre. W każdym razie tego, o czym piszesz i co też bardzo lubię, słowem „plagiat” bym nie określiła, bo mnie się ono negatywnie kojarzy. I już.
PolubieniePolubienie
„Matrix” miał też być plagiatem opowiadania „Anioł przemocy” Snerga, czyli Adama Wiśniewskiego, I nie wiem, czy sprawa opadła się o sąd, czy zakończyła jakoś polubownie lub zakończyło się na medialnych dyskusjach, w każdym razie też plagiatu nie uznano. Nie tylko chodziło o to, że zbieżności były z różnymi dziełami, ale bardziej w tym przypadku o to, że niezwykle mało prawdopodobne było, żeby Wachowscy znali opowiadanie polskiego pisarza s-f który wówczas doceniany i popularny nie był. Z tą sprawą gdzieś tam się spotkałam w fandomowych opowieściach i słyszałam, że wzięta wprost z opowiadania była nie tylko ogólna koncepcja, ale scena, w której Neo budzi się i widzi farmę ludzkich baterii. Sama ani opowiadania nie czytałam, ani na sprawę z tym plagiatem nie natrafiłam wcześniej, więc tylko rzucam ciekawostkę, a jeśli ktoś jest zorientowany w temacie dokładniej, może uzupełni.
PolubieniePolubienie
Matrix też miał być plagiatem opowiadania Irrehaare naszego rodzimego pisarza Dukaja (faktycznie fabuły są lekko zbliżone do siebie i mają podobne punkty kulminacyjne ale nie zakończenie, polecam przeczytać).
Ok ale o samym Matrixie i jego plagiatowaniu -owszem wiele jest tu zrzyn-inspiracji niech nazwą to jak chcą, ale nigdy nie było tego wszystkiego razem w jednym filmie. W filmie który niej jest pstrokatą kiczowatą bają a spó
jną wyważoną historią z przesłaniem.
Więcej powiem że to esencja lat 1990-2000 w jednym dziele zostały zawarte największe czynniki kulturowe społeczne i polityczne minionej dekady. Czekam aż pojawi się symbol esencja na miarę Matrixa dekady która właśnie mija…
PolubieniePolubienie