Doskonałości, rzecz jasna.
Nie wiadomo co z takim zrobić – wraz z grupą znajomych i współpracowników pojawia się znienacka w opuszczonych przez Boga dzielnicach mniejszych lub większych miasteczek, a następnie z uporem godnym maniaka diametralnie zmienia wygląd murów i ścian, wprowadzając zarówno autochtonów jak i przyjezdnych w niemałą konsternację. Spróbujcie tylko wyobrazić sobie ich gniew, gdy oglądając jego karkołomne przeróbki z bliska, z rozczarowaniem odkrywają, że to co widzą to tylko ułuda. Wytwór jego niesamowitej wyobraźni.
Patrick Commecy ubarwia zaniedbane fragmenty miast podobnie jak jego koledzy po fachu działający w Teheranie (zwracałem na nich Waszą uwagę kilka tygodni temu). To co go od nich odróżnia to próba wpasowania się swoim stylem w wygląd okolicznych fasad i balkonów. Podczas gdy Irańczycy żyją marzeniami, Francuz twardo stąpa po ziemi, chociaż jego dzieła, rzecz jasna, humoru pozbawione nie są. I, żeby było ciekawiej, często wplata w swoje prace postaci historyczne lub wpływowe osoby, które w danym miasteczku czy większej wiosce jako-taką sławą i renomą przynajmniej się cieszyły.