Obejrzałem wczoraj najnowszy film Davida Finchera. Film zły. Bardzo zły. Film, o którym w gorzkich słowach napisałem parę zdań na Facebooku i Twitterze, za które zostałem przez niektórych solidnie skrytykowany. Czy w przypadku rzucania przez niektórych argumentów, że przecież „krytykom się podoba”, a „widzowie są zachwyceni” logicznym posunięciem byłoby przyznanie się do błędu i obwieszczenie wszem i wobec, że popełniłem niewybaczalne faux pas krytykując „Zaginioną dziewczynę”? Pewnie by i było, gdyby nie fakt, że mamy tu do czynienia z filmem kompletnie nielogicznym, który wręcz zachęca mnie do postępowania wbrew logice i kontynuowania tego, co zacząłem w sieciach społecznościowych. Odradzania i przestrzegania przed tym dziełem nieskończonym. Dlaczego więc „Gone Girl” to film zły? Ano dlatego, że to film…
1. Bez ikry
„Zagubiona dziewczyna” z powodzeniem mogłaby lecieć w kultowym cyklu telewizji polskiej „Okruchy życia”. Problem w tym, że Fincher dostał pieniądze, aktorów i mistrza soundtracków, więc siłą rzeczy studio musiało to puścić w kinie. Jeśli jeszcze nie chwytacie – chodzi o samą historię, która wbrew obiegowej opinii, praktycznie pozbawiona jest pikanterii (nie licząc jednej minetki i cycków panny Ratajkowski), zwrotów w akcji (wszystko wykładane jest na talerzu zdecydowanie zbyt szybko), ale za to uzbrojona w wymuszony polot, który ma kamuflować, że jest to dzieło na wskroś telewizyjne. W dodatku wałkowane już setki razy, w różnych odmianach i często ze zdecydowanie lepszym efektem końcowym. Wystarczy wspomnieć zeszłoroczny „Labirynt”, który rozkłada tego potworka na łopatki.
2. Bezzwrotny
Przez 2/3 filmu „Zaginiona dziewczyna”, mimo sztampowej historii, potrafi widzów uwieść, by w ostatnim akcie totalnie, absolutnie i bezwzględnie ich zawieść. Ograny kryminał, który dzięki kunsztowi reżysera umiejętnie wplatającego zabawne przerywniki da się nawet oglądać, w samej końcówce zmienia się w psychologiczną farsę, która tak bardzo odstaje od reszty produkcji, iż nie mogłem uwierzyć, że wyreżyserował ją twórca „Podziemnego kręgu”, „Gry” i „Siedem”. Te trzy filmy miały zakończenia idealne, z dużym przytupem i poprzedzone trzymającymi na krawędzi fotela końcowymi minutami. W „Gone Girl” zakończenie jest tak abstrakcyjne, tak niewyobrażalnie głupie, tak zaprzeczające wszystkiemu, czego do tej pory dowiedzieliśmy się o bohaterach, że w napisach końcowych miast nazwiska Finchera szukać zaczynamy M. Night Shyamalana.
3. Bez końca
Zawsze chwalony za montaż reżyser, tym razem zawodzi na całej linii. Pal sześć, że „Dziewczyna” pozbawiona jest stylowych napisów początkowych, z której pan David jest znany (początek „Dziewczyny z tatuażem” mógłby kandydować do miana najlepszego teledysku 2011 roku). Problem z tym filmem jest taki, że jego twórca nie mógł za bardzo zdecydować się, co z niego wyrzucić. A wyrzucić można było sporo, o czym świadczy 149-minutowy czas trwania, który spokojnie można było przyciąć o przynajmniej połowę godziny. Może nawet tę feralną 1/3, dzięki czemu i tak otwarcie zakończony film, otwarte zakończenie dostałby grubo wcześniej. (Z takiego „Zodiaka” nie usunąłbym ani jednej sceny, a siedziałem na krawędzi fotela niemal 3 godziny.)
4. Bezpłciowy
Trudno uwierzyć, że bohaterowie kreowani przez Afflecka i Pike, w ogóle byli małżeństwem. Mimo starań scenarzystki adaptującej własną książkę oraz zabiegów reżysera, nie udało się stworzyć wiarygodnej chemii między postaciami. Powiecie, że tak właśnie wyglądało ich małżeństwo, ale spójrzmy prawdzie w oczy – nawet w scenach, kiedy pokazywany był początek ich związku, czuć było wielki fałsz. Owszem, wychodzi na to, że od samego początku bohaterowie grali, lecz nawet to pozbawia widza jakiegokolwiek zaangażowania w ich losy. Chemię czuć było natomiast na drugim planie – relacja między bratem i siostrą oraz dwójką policjantów wyszła naprawdę wiarygodnie. Jednak kto chodzi do kina, by podziwiać plan drugi?
5. Bez sensu
Nieoczekiwane rzeczy w filmie są nieoczekiwane dlatego, że są absolutnie bez sensu. Bohaterowie „Gone Girl” zachowują się bez sensu, jakby na życzenie scenarzysty pakując się w kłopoty. Działania policji są bez sensu i wytłumaczone prostym „bo tak” (zakrojone na szeroką skalę poszukiwania po 6 godzinach? nakaz rewizji po anonimowym telefonie?). Niektóre postaci wprowadzone są bez sensu (np. adwokat, fakt, zabawny, ale w perspektywie całości zupełnie zbędny). O bezsensownym zakończeniu już pisałem, więcej więc dodawać nie ma sensu.
Chciałam iść do kina na ten film, ale jeszcze to przemyślę
PolubieniePolubienie
Zawsze warto wyrobić sobie własne zdanie.
PolubieniePolubienie
Tak, wiem. To co pan napisał pewnie ma w sobie coś z prawdy, a sam film nie zapowiada się aż tak dobrze.
PolubieniePolubienie
Ale po co bulić za wyrobienie?
PolubieniePolubienie
w nawale pochwalnych recenzji dobrze poczytać negatywną. co nie zmienia faktu, że i tak chcę film zobaczyć, wybieram się do kona w przyszłym tygodniu 🙂
PolubieniePolubienie
I to jest jedyna słuszna postawa.
PolubieniePolubienie
zejevisty film,nie znasz się, pijaku – metacritic 8/10 imdb 8/10 filmweb 8/10 – wytłumacz lepiej za co te oceny
PolubieniePolubienie
Mówisz, że się nie znam, a na obronę filmu dajesz cudze argumenty. Klasa.
PolubieniePolubienie
nie pij przez miesiąc nic co ma %, to pogadamy
PolubieniePolubienie
Nie wiem czy miesiąc wystarczy mi, abym nabrał ochoty na dyskusję z Tobą, a Tobie na znalezienie własnych argumentów.
PolubieniePolubienie
i areyouwatchingclosely.pl 6/10, Ty wytłumacz. @KWP się zna jako nieliczny i to jak się zna.
PolubieniePolubienie
Nie przesadzajmy z tym „nieliczny” i „zna się” 🙂 Zresztą, tu nie trzeba znawcy, żeby wskazał wady. Wystarczy minimum zdrowego rozsądku.
PolubieniePolubienie
Nie takie znowu minimum.
PolubieniePolubienie
Kumam twoją opinię, że zajebisty, ale oceny krytyków nie mają żadnego znaczenia i stanowią argumentu.
PolubieniePolubienie
„Powiecie, że tak właśnie wyglądało ich małżeństwo”. Tak, powiemy. Tak właśnie wygląda małżeństwo.
PolubieniePolubienie
Ok, to kompletnie zmienia moją opinię o GG.
PolubieniePolubienie
Niepotrzebnie podnosicie tę kwestię, to akurat nie było aż tak nieprawdopodobne. Bardziej dziwi mnie, że Amy chciała później do niego wrócić. Btw, pokazała mu pod koniec filmu dodatni test ciążowy. Czyje było to dziecko? Chyba Desiego?
PolubieniePolubienie
Dziecko było Nicka. Aczkolwiek wiele osób nie zrozumiało tego filmu. Dlaczego zareagowano tak szybko na anonimowy telefon? A może i dlatego, że dotyczył on szopy należącej do siostry męża poszukiwanej. Dlaczego tak szybko zareagowano? A może i dlatego, że jest to małe miasteczko, a detektyw bardzo ambitna. Dlaczego dziecko Nicka? Ponieważ Amy użyła próbki jego spermy, która była przechowywana w laboratorium (nie pamiętam dokładnie co to był za instytut). Brak chemii? Nawet na początku ich znajomości? Przypomnę, że Amy pisała dziennik już długo po ślubie, kiedy chciała wrobić męża. Dlaczego do niego wróciła? Pewnie zauważyliście, że był z niej kawał suki i całe zamieszanie zrobiła ze względu na to, że Nick chciał się z nią rozwieść. Dlaczego adwokat? A kto normalny sam, bez pomocy prawnej broni się przed zarzutami policji czy prokuratury? Kto chodzi do kina podziwiać drugi plan? Nie bądźmy niemili dla aktorów, którzy starają się wypaść jak najlepiej, a nie są tak znani jak Affleck, by dostać główną rolę. Zresztą, za role drugoplanowe także przyznają Oscary. ;-P Dlaczego tak krótkie napisy początkowe? To chyba zbawienie dla nerwusków, dla których czas ich trwania to wieki. Poza tym, ci którzy są ciekawi twórców zostają do samego końca czytając napisy końcowe. Od tego są.
Co do polotu, pikanterii czy zwrotów akcji to każdy ma inne gusta w tych kwestiach, a kultura nakazuje o nich nie dyskutować.
Mi Gone Girl się niebywale podobał. Śmiem twierdzić, że to jeden z lepszych filmów tegorocznych festiwali, jeżeli nie najlepszych, a tak okrutnie potraktowany.
Pozdrawiam serdecznie! 😉
PolubieniePolubienie
Wyszedłem z kina z jak najlepszym zdaniem o filmie, ale faktycznie trudno odmówić KWP racji. Zarówno prowadzone na jak najszerszą skalę poszukiwania i rewizja po anonimowym telefonie to motywy, w które trudno uwierzyć, ale nie zgadzam się ze sztampowością fabuły, o której autor pisze. Może nie jestem specem od kina, ale sposób w jaki główna bohaterka ukartowała i zrealizowała własne zniknięcie był dla mnie czymś niesamowitym. Nie rozumiałem za to, po co miałaby wracać od Desiego z powrotem do męża, którego tak nienawidzi, że chciała doprowadzić do jego śmierci. Czy Desi ją więził? Jeśli tak, to mi to umknęło, ale nie sądzę. Film stanowił raczej ciekawy pokaz różnych wymyślnych sposobów na wywrócenie sobie życia do góry nogami, niż spójną fabularnie opowieść o trudnej miłości i nienawiści. Nie umiem znaleźć argumentu przemawiającego za tym, by dwoje głównych bohaterów chciało po tym wszystkim dalej żyć ze sobą. Zupełnie jakby byli do tego zmuszeni głosem ludu. Jakby ktoś im za to oferował jakieś korzyści? Nie wiem, reklamę? Jakim cudem skończyli razem w jednym domu? Odnośnie do drugiego planu – myślę, że udane tło, czy też mówiąc bardziej obrazowo (ha-ha) płótno pod obraz, jakim są główne wątki filmu, to skarb. Relacja Nicka z Go byłą pokazana bardzo fajnie. Relacja Nicka z Amy może jakby bardziej drewniana, ale widziałem podobne związki na żywo, więc bym się tutaj akurat nie czepiał. Niby czego spodziewać się po Hollywood, ale jednak szkoda, że nie podociągano tych wszystkich niedociągnięć, bo wyszedłby bombowy film. Nie pamiętam, kto reżyserował „Prometeusza”, ale też jakaś sława reżyserska. A skoro zdarzył mu się taki babol, no to co dopiero Fincherowi. I jeszcze jedno na koniec – nie pamiętam już, kiedy ostatnio widziałem dobry amerykański film na autorskim scenariuszu. „Fight Club” był na bazie książki Palahniuka, również „Gone Girl” jest chyba na książce. Bo nie wyobrażam sobie, żeby któryś z tych opasłych kurczaczków na wygodnych grzędach głowił się i trudził, aby napisać samemu od początku do końca dobry, pokręcony scenariusz.
[Edit] Już wiem, czemu Amy przymusiła Nicka, by z nią został. Była w ciąży, a gdyby Nick ją zostawił, zostałby pewnie zniszczony, mianowany pierwszym skurwielem Ameryki. Trzyma się to kupy, jakoś tam.
PolubieniePolubienie
Lubię uszczypliwe recenzje, ale…
1. „Gone girl” jest gorsza od „Labiryntu”, bo jest gorsza? To żaden argument, a li tylko Pańska subiektywna ocena. Pomijając niezrozumiałe potworki w rodzaju „wymuszonego polotu” (w dodatku kamuflującego!), jakiej „pikanterii” jest ten film pozbawiony? Większej liczby cycków? Jak powinna być skonstruowana fabuła, żeby jej pikanterii nie brakowało?
2. „Bezzwrotny”… czyli pozbawiony zwrotów akcji? Raczy pan żartować? Dodam złośliwie, że bezzwrotna może być co najwyżej butelka.
3. W pełni się zgadzam, że film jest długi. Czy za długi? Mnie nie znużył.
4. „Bezpłciowy”. W pełni się zgadzam, że chemii między Affleckiem a Pike nie było nawet w scenach z czasów początków ich znajomości, a szkoda. I też podpisuję się pod tym, że rola siostry bliźniaczki i detektyw prowadzącej śledztwo przyćmiewają parę głównych bohaterów.
5. Co do działań bez sensu, w Missouri – i w wielu innych w USA – nie obowiązuje żaden czas oczekiwania od momentu czyjegoś zaginięcia do chwili zgłoszenia tego faktu przez rodzinę. I dotyczy to także zaginięcia dorosłych.
Ani arcydzieło, ani bardzo, bardzo zły film. Dla mnie „Gone Girl” to dobry thriller i przyjemny sposób na spędzenie 149 minut z życiorysu. Takie 7,5- 8/10. 🙂
PolubieniePolubienie