Chociaż było to grubo ponad 20 lat temu, doskonale pamiętam, jakież było moje zdziwienie, kiedy odkryłem, że za pomocą niepozornego szkła powiększającego wystawionego na działanie promieni słonecznych mogę rozpalić ogień. To niesamowite uczucie stania się niemalże czarnoksiężnikiem było tym większe, iż kilka wiosen wcześniej po piromańskiej eskapadzie, wskutek której pozbawiłem wraz z kilkoma kolegami całego ziemniaczanego plonu Bogu ducha winnego rolnika, dostałem zakaz nie tylko dotykania, ale też patrzenia na zapałki. Ale o odpowiednio ustawionej lupie nikt mi nie wspominał – znowu stałem się panem ognia (czy też życia i śmierci niczego nie podejrzewających kowali bezskrzydłych), znowu też mogłem badać efekty działania wysokich temperatur na truchła padłych ptaków i tworzyć efektowne pirackie mapy, nadpalając krawędzie wyrwanych z zeszytu kartek. Nie podejrzewałem wówczas – ba, nie podejrzewałem nawet teraz – że skupiona wiązka światła może znaleźć nieco bardziej wysublimowane zastosowanie. Niesamowicie pracochłonne, ale dające olśniewające wręcz efekty.
Znęcanie się nad pluskwiakami znudziło mi się z chwilą przeprowadzki do miasta (153 nowe kanały w telewizorze i gry komputerowe skutecznie odwróciły moją uwagę) – inną ścieżkę rozwoju osobistego wybrał Filipińczyk Jordan Mang-osan, który fascynację tępienia robactwa przekuł w dość specyficzne malarstwo. Pochodzący z górskiej prowincji położonej w Kordylierach artysta zaczął swoją karierę w wieku 19 lat od wypalania na drewnianych tablicach okolicznych mu krajobrazów, pól ryżowych czy scen charakterystycznych dla kultury swojego kraju. Oczywiście teraz nie ogranicza się już tylko do jednej techniki, ale to właśnie ona przyniosła mu największą sławę oraz uznanie krytyków i internautów. O to ostatnie jest szczególnie trudno, o czym przekonało się wielu domorosłych twórców, krytykowanych i prędko zapominanych przez ślęczącą przed ekranami międzynarodową gawiedź.
PS: Jeśli się na chwilę przysiądziecie, to z łatwością znajdziecie na wielu z jego dzieł wizerunek nagiej kobiety. Tak, tak, sztuka bez cycków to żadna sztuka.
Genialny efekt. Niezwykła technika nie jest tylko efektownym trikiem, ale wnosi wiele wartości do rysunku. Bardzo chciałbym zobaczyć któreś z tych dzieł ma żywo, zdjęcia z pewnością nie oddają całego wrażenia.
PolubieniePolubienie
Bilet do Manilli i w drogę 🙂
PolubieniePolubienie
Nie tylko gołą babę można dojrzeć. Gość ma chyba zamiłowanie do twarzy, prawie na każdym obrazie jest jakaś ukryta, a to w liściach, a to na drodze.
PolubieniePolubienie
Słuszna uwaga. Mi, oczywiście, tylko cycki w głowie.
PolubieniePolubienie
Nic dziwnego, że uwagę przyciągnęła głównie krytyka – sam wygląd jest raczej jarmarczny.
PolubieniePolubienie