Nie zliczę już razy, kiedy pisałem na KWP, że prawdopodobnie już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Nie zliczę też momentów, kiedy okazywało się, iż bardziej mylić się nie mogłem. W czasach, kiedy swoją sztuką za pomocą internetu może pochwalić się każdy, nie wypada posługiwać się hiperbolą zamykającą się w słowach „nic bardziej kreatywnego już nikt nie wymyśli”. Nie wypada, bo zawsze znajduje się ktoś, kto nie wie, że się nie da i swoim pomysłem znienacka zadziwia niemal wszystkich. Tak jak teraz.
Steven Spazuk swoją karierę rozpoczął wręcz podręcznikowo – powoli przechodząc od szkiców w zeszycie, przez akwarele, do klasycznego zamalowywania płótna akrylem. Później, na ponad 20 lat, zafascynowało go rozpylanie farb, ale i tym ostatecznie się znudził, ciągle szukając techniki, którą mógłby wyróżnić się z tłumu sobie podobnych twórców. Olśnienia doznał dopiero w chwili kryzysu, zaraz na początku XXI wieku, kiedy w 2001 roku próbował spalić jedną ze swoich prac. Robił to jednak tak nieudolnie, że ogień miast strawić mało ambitne dzieło, tylko pokrył je sadzą. Na tyle delikatnie, że struktura płótna nie została uszkodzona, a jej nadmiar z łatwością można było usunąć.
Artysta zauważył w tym swoją szansę. Kolejne swoje pomysły przestał więc nanosić, a zaczął wydrapywać w warstwie sadzy, którą w sposób kontrolowany „nakładał” płomieniem w miejsce, które do niedawno zapełniał farbą. Od czasu do czasu maluje też samym płomieniem, ale jego ulubioną techniką stało się właśnie „tworzenie przez usuwanie”. Spazuk bardzo często nie wie, co będzie przedstawiał jego kolejny obraz – dopiero patrząc na wzory, jakie sadza pozostawiła na płótnie, w jego głowie zaczyna się kształtować pomysł, który następnie urzeczywistnia. Poniżej znajdziecie kilka wyjątków z jego bogatego portfolio oraz będziecie mieli przyjemność zobaczyć, jak wyglądało ich powstawanie.
Tworzenie przez zdejmowanie wartsw – trochę malarstwo, a trochę rzeźba. Ciekawe 🙂
PolubieniePolubienie
Kiedyś chyba czytałem o takiej technice, gdzie rysunki wykonywano na pokrytej sadzą płytce szklanej i naświetlano przez to papier fotograficzny.
Nawiasem mówiąc sam kiedyś zrobiłem rysunek na papierze pokrytym sadzą, bardzo łatwo się zarysowuje i odbija różne faktury.
PolubieniePolubienie
Zdjęcia poproszę 🙂
PolubieniePolubienie
Pomijając portrety, to uwielbiam patrzeć na te ptaki, które wyglądają, jakby pojawiły się na chwilę i miały zaraz zniknąć, rozwiać się… 🙂
PolubieniePolubienie
Jestem ciekawa ile razy po prostu coś…spalił. A te ptaki przepiękne.
PolubieniePolubienie
Nie do końca wymyślił 😉 Michael Fennel czy „nasz polski” Lubomir Tomaszewski malowali dymem jeszcze przed rokiem 2000. Fennel nawet zarzekał się kiedyś na swojej stronie, że jest o jego unikatowy pomysł, w co szczerze mówiąc wątpię. Choć i tak którykolwiek nie był pierwszy technika jest bardzo efektowna.
Swoją drogą „malowanie dymem” czy „smoke painting” to również jedno z określeń na technikę… wypału ceramiki – tzw. naked raku. Być może technika ta była, albo jej idea dymu tworzącego obraz, inspiracją dla któregoś ze wspomnianych panów. 🙂
PolubieniePolubienie
Nawet jeśli nie bezpośrednio, to z pewnością podświadomie mogli się inspirować 🙂
PolubieniePolubienie