Przed seansem niewiele wskazywało na to, by najnowsza produkcja z Ryanem Reynoldsem mogła przypaść mi do gustu. Owszem, jej reżyserem jest twórczyni fenomenalnego „Persepolis”, ale kiedy w zwiastunie człowiek widzi gadających psa, kota oraz odciętą głowę siłą rzeczy musi mu się zapalić lampka ostrzegawcza. Na szczęście lampka sygnalizowała tym razem alarm fałszywy, a „Głosy” okazały się jedną z największych i najlepszych filmowych niespodzianek, jakie dane mi było oglądać.
Jerry jest sympatycznym kolesiem, który dziwnym trafem nie potrafi znaleźć sobie przyjaciół. Ani dziewczyny. Mimo czarującego uśmiechu i przyjaznego usposobienia, jedyne istoty, które dłużej są w stanie tolerować jego obecność to Bosco i Pan Whiskers. Problem w tym, że to domowe zwierzęta – pies, będący uosobieniem dobra oraz kot – wcielenie zła. Jerry lubi z nimi rozmawiać, a jeszcze częściej słuchać i sugerować się tym, co mówią. Pech chce, że ten drugi żąda od głównego bohatera wejścia na morderczą ścieżkę, z której niezwykle trudno będzie mu zejść. Zwłaszcza że leki, które zagłuszały docierające do Jerry’ego głosy, tłumiły w nim zaiste morderczy instynkt.
Nie pamiętam już, kiedy filmowa produkcja potrafiła rozbawić mnie do łez, by w chwilę później spowodować wyciek kolejnych – tym razem ze smutku i współczucia dla osamotnionej postaci wykreowanej przez Reynoldsa (tak, tak, okazuje się, że jak przychodzi co do czego, to nawet Wieczny Student potrafi grać). „Głosy” to prawdziwy roller-coaster nastrojów, który porywa niczego niespodziewającego się widza w podróż przez obrzydzenie, radość, zażenowanie, wzruszenie i strach o przewijających się przez ekran bohaterów.
Większość akcji oglądamy z perspektywy głównego bohatera, który pomimo krwawych zapędów, na świat patrzy przez różowe okulary. Dopiero kiedy na moment decyduje się na przyjęcie wcześniej odstawionych leków, zarówno na niego jak i na widzów spływa trzeźwość – dzięki niej mogą przyjrzeć się jak naprawdę wygląda jego życie. Z nieporadnego acz zabawnego pracownika magazynu, Jerry zamienia się wówczas w otumanionego psychopatę, którego na pozór typowe amerykańskie mieszkanie, w rzeczywistości zastawione jest wiadrami krwi i plastikowymi pojemnikami wypełnionymi fragmentami zwłok. To właśnie obserwując okupowane przez niego lokum jesteśmy w stanie odróżnić to co w filmie jest wytworem wyobraźni głównego bohatera, a co dojmującą prawdą.
Film Marjane Satrapi jest mieszanką tak niepasujących do siebie elementów, że bez odpowiedniego nastawienia z pokazu możemy wyjść albo w stanie skrajnego zażenowania, albo satysfakcji z obejrzenia czegoś zupełnie bezprecedensowego. To najczarniejsza z komedii, a jednocześnie najsympatyczniejszy slasher, najbardziej ponury film psychologiczny, najzabawniejszy thriller i mocno chwytająca za serce groteska. Spora w tym zasługa kapitalnie dobranej i jeszcze lepiej spisującej się obsady. No i tego kota. Jeśli jesteś jedną z osób, która większość czasu w internecie spędza na oglądaniu jak śmieszne potrafią być te zwierzęta, koniecznie musisz wybrać się do kina. By całkowicie zmienić o nich zdanie.
Po pierwsze w tytule artykułu proponuję dodać UWAGA MEGASPOILER!
Po drugie obejrzałem i… serial Dexter o niebo lepszy IMHO
A w wielkim skrócie Głosy to studium mordercy psychopaty na wesoło, ale bez rewelacji.
Bawił mnie lekko i zaciekawił do pierwszego morderstwa i kilka scen dalej, a potem już było coraz gorzej i coraz mniej śmiesznie, dotrwałem do końcowych napisów na siłę. Początek 8/10, osobowość (i teksty) kota 9/10, film jako całość 6/10 mimo tak wspaniałej żeńskiej obsady.
PolubieniePolubienie
Gdzie ten Megaspoiler? 🙂
Naprawdę, nie ma tu nic co mogłoby zepsuć przyjemność/nieprzyjemność oglądania.
Dexter to jednak zupełnie inny charakter mordercy, stąd trudno obie produkcje porównywać.
A to, że dalsza część filmu jest mniej strawna niż początek bierze się z faktu żonglerki konwencjami. Z komedio-slashera robi się dramato-slasher, a widz zaczyna się zastanawiać, z czego tak naprawdę śmiał się na początku.
PolubieniePolubienie