Jedno z najbardziej znanych dzieł Tolkiena powstawało z przerwami na m.in. „Hobbita” i „Władcę Pierścieni” ponad 60 lat. Kiedy w 1917 roku zaczął on pisać dzieło swojego życia, nawet nie przypuszczał, że zostanie ukończone i wydane dopiero cztery lata po jego śmierci. A mogło się to stać o wiele wcześniej, gdy krótko po premierze przygód niziołka i bandy krasnoludów autor zaproponował swojemu wydawcy opublikowanie zbioru opowieści o Pierwszej Erze stworzonego przez siebie świata. Ten jednak tylko popukał się w czoło (byłem, widziałem) i zasugerował dopisanie ciągu dalszego do pierwszej ze wspomnianych powieści.

Wydawca dzieł Tolkiena wyszedł ze skądinąd słusznego założenia, że czytelnicy nie mają zbytnio ochoty na wzniosłe i trudno przyswajalne historie, niezwiązane z samym „Hobbitem”. Nawet dzisiaj po „Silmarillion” sięgają najbardziej zagorzali fanatycy twórczości brytyjskiego pisarza, a od deski do deski przeczytać są go w stanie tylko nieliczni. Ta potężna skarbnica wiedzy o Śródziemiu nie bez powodu porównywana jest do Biblii czy średniowiecznych ksiąg, dlatego nie powinno nas dziwić, że znalazł się fanatyk, który uczepiwszy się tych porównań, postanowił przygotować ręcznie zdobiony egzemplarz „Silmarillionu” na wzór średniowieczny. I z użyciem niemal tych samych środków.

W ramach swojej pracy dyplomowej Benjamin Harff, student Akademii Sztuk Pięknych (Rhein-Sieg-Akademie für Realistische Bildende Kunst und Design) zdecydował się na stworzenie iluminowanego (czyt. bogato zdobionego) egzemplarza monumentalnej pracy Tolkiena. „Edel-Silmarillion”, bo tak zatytułował swój projekt, powstawał blisko rok, z czego sama kaligrafia zdobnych inicjałów zajęła około sześć miesięcy. Drugą połowę roku Harff przeznaczył na przygotowanie iluminacji, ilustracji i innych zdobień nadających księdze magicznego wręcz uroku i gdyby miał tylko więcej czasu, również cały tekst niczym średniowieczny skryba pisałby odręcznie. Z jego braku duże partie tekstu są nadrukowane, ale całość i tak sprawia wrażenie iście niesamowite.
Harff nie czekał na pozwolenie od rodziny Tolkiena – próbował się z nią skontaktować wielokrotnie, jednak jego listy pozostały bez odpowiedzi – ale kiedy wreszcie uda mu się do jej członków dotrzeć, ma zamiar pokazać stworzone tylko w jednym egzemplarzu dzieło i uzyskać zgodę na szerszą jego publikację. Z braku czasu nie mógł też przekazać kopii pracy egzaminatorom (na szczęście wystarczyła im demonstracja i przedmiot Benjaminowi zaliczyli, robiąc wyjątek od reguły przekazywania dodatkowego egzemplarza do uczelnianego archiwum), ani nieco bardziej bogato ozdobić okładkę. Tę ostatnią w przyszłości ma zamiar udoskonalić, tak aby „Edel-Silmarillion” był dziełem zaiste kompletnym.

J.R.R. Tolkienowi, miłośnikowi średniowiecznej kaligrafii pomysł Niemca z pewnością przypadłby do gustu. Od siebie dodam, że w takim wydaniu może i ja wreszcie dałbym radę dokończyć jego lekturę.
Nie wiem czy byłybm w stanie czytac ksiazke pisana taka czcionka
PolubieniePolubienie
Kiedyś nie mieli wyjścia. Ci, którzy mieli dostęp do książek.
PolubieniePolubienie
Trzeba jeszcze było umieć czytać 😉 Ciężkie czasy, ale przynajmniej książki mieli ładnie zdobione. Za ten Silmarillion w średniowieczu pewnie całą wieś można było kupić 😀
PolubieniePolubienie
Myślę, że więcej niż jedną. I jeszcze reszta by została 🙂
PolubieniePolubienie
Nie byłbym chyba w stanie czytać, bo ciągle bym się rozpraszał żeby podziwiać. Jemu zajęło rok zrobienie tego, mnie zajęłoby pewnie dłużej dostrzeżenie i docenienie wszystkich detali.
PolubieniePolubienie
Tutaj forma nie przerosła co prawda treści, ale rozumiem o czym piszesz 🙂
PolubieniePolubienie
Myślę, że ciężko czytać taką książkę, jak już wspomnieli koledzy poniżej, ale jedno trzeba przyznać – robi wrażenie.
Jestem pełna podziwu dla człowieka, który to wszystko narysował.
PolubieniePolubienie
Zaczynam zastanawiać się jak bardzo nienormalna jestem, skoro po zobaczeniu tego zaczęłam płakać jak dziecko ze wzruszenia….
PolubieniePolubienie