Jeśli posłuchać najśmieszniejszego niemieckiego dowcipu, którym III rzesza chciała wygrać II wojnę światową, a przynajmniej zrewanżować się aliantom za straty, jakie poniosła po wysłuchaniu ich śmiercionośnego kawału (przynajmniej według komików z Latającego Cyrku Monty Pythona), łatwo uzmysłowić sobie, że Niemcy nie mają za grosz humoru. A jeżeli nie jest to wystarczający dowód, wystarczy obejrzeć dowolną wyprodukowaną za Odrą komedię i przekonać się na własnej skórze.
Z drugiej strony, jeśli spojrzeć na ciągnącą się od 21 lat a zapoczątkowaną w internecie pewną niemiecką krotochwilę, można mieć pewną nadzieję, że za jakieś dwa tysiąclecia naszym zachodnim sąsiadom uda się osiągnąć poziom przynajmniej „Kabaretowego Klubu Dwójki”. Jak się bowiem okazuje, najpopularniejszym niemieckim żartem jest udawanie, że zamieszkałe przez prawie 330 tysięcy mieszkańców miasto nie istnieje.
Konspiracja Bielefeld
Wszystko zaczęło się 16 maja 1994 roku, kiedy na niemieckim Usenecie (zdecentralizowany protoplasta forów internetowych, mailowych grup dyskusyjnych i Facebooka) Achim Held, jeden z użytkowników, wspomniał, że rok wcześniej jego znajomy na studenckiej parapetówce spotkał kogoś z miasta Bielefeld. Korzystający z Usenetu Niemiec wyraził swoje powątpiewanie w możliwość takiego spotkania, a następnie zaczął dla żartu szukać potwierdzenia u innych użytkowników grupy dyskusyjnej. Co zadziwiające, inni czytelnicy potwierdzili wątpliwość Helda, zaprzeczając, by kiedykolwiek odwiedzili lub znali kogoś z największego miasta Rejencji Detmold (część Nadrenii Północnej-Westfalii).

W ich głowach zrodziło się wtedy podejrzenie konspiracji mającej propagować istnienie miasta, którego nikt nigdy nie widział. Stać mieli za nią tajemniczy i powiązani z rządem „oni” (z niem. „Sie”), starający się dowieść, że Bielefeld jak najbardziej istnieje. Zdaniem internautów, nieistnienie miasta można było udowodnić odpowiadając na trzy proste pytania.
- Czy znasz kogoś z Bielefeld?
- Czy kiedykolwiek byłeś w Bielefeld?
- Czy znasz kogoś, kto kiedykolwiek był w Bielefeld?
Większość ludzi na powyższe pytania odpowiada zazwyczaj przecząco. Pozostałych uznaje się za członków konspiracji albo ludzi, którzy dali się jej omamić.
Żeby było śmieszniej
Bielefeld, chociaż jest dużym miastem, położonym w najludniejszym landzie, rzadko kiedy zwraca na siebie czyjąkolwiek uwagę. Mocno zniszczone w czasie II wojny światowej, nigdy nie odzyskało historycznego blasku i nie posiada praktycznie żadnych atrakcji turystycznych. Nie jest też siedzibą władz federalnych i instytucji, nie odbywają się tu żadne konferencje ani imprezy kulturalne. Mieszkańcy miasta posługują się wzorcową niemczyzną, niezabarwioną żadnym akcentem. Zaniedbany do 2006 roku dworzec kolejowy oraz autostrada, która jednak nie zahacza o główne miasto, nigdy nikogo nie zachęcały do odwiedzin miasta, położonego w środku niczego.

A jeśli dołożyć do tego popularne niemieckie pożegnanie – „Jeśli nie na tym świecie, to spotkamy się w Bielefeld” – nie powinien nikogo dziwić fakt, że przewrotna idea trafiła w Niemczech na podatny grunt. Tak podatny, że istnieniu miasta zaprzecza nawet kanclerz Angela Merkel, mówiąc, iż ma jedynie wrażenie, że kiedykolwiek tam była. Żadnej jednak pewności.
Walka z wiatrakami
Rada miejska bardzo stara się wypromować zapomniane i lekceważone Bielefeld, ale od kilkunastu lat nieustannie odbiera telefony i otrzymuje listy od osób, które podważają jego istnienie. „Nieistnienie” miasta tak bardzo daje się we znaki władzom, że burmistrz wystosował nawet list otwarty (zatytułowany „Bielefeld istnieje!”) z prośbą o zaprzestanie rozpowszechnianie bzdur. Niestety data jego publikacji (1 kwietnia 1999 roku) zbiegła się z Prima Aprilis, więc niefortunnie została sklasyfikowana… jako część żartu.

W 2014 roku obchodzono 800-lecie istnienia miasta, która zorganizowano pod hasłem „To nie może być prawda”. Najwyraźniej dano sobie wówczas spokój z walką z wiatrakami i niejako oficjalnie włączono spisek w historię Bielefeld. A niemieccy socjologowie zgodnie uznają, że „Konspiracja Bielefeld” jest doskonałą kpiną z wyrastających jak grzyby po deszczu innych teorii spiskowych, które udowodnić można trzema podobnymi pytaniami, a każdego niedowiarka sklasyfikować jako członka spisku.
Nie tylko Bielefeld

Podobny los co Bielefeld spotkał także włoski region Molise, tureckie miasto Bilecik (sic!) a także amerykański stan Dakota Południowa. Bardzo popularne w internecie jest też zaprzeczanie istnieniu Belgii (w czym pomagają tamtejsi politycy – po wyborach w 2010 roku rząd formował się półtora roku!). Jedną z najzabawniejszych konspiracji wymyślili jednak Duńczycy, którzy dowodząc, że Tour de France jest nagrywane w tym samym studio co lądowanie na Księżycu, jednocześnie zanegowali istnienie całej Francji. W to ostatnie jestem w stanie uwierzyć. I nawet się uśmiechnąć, co nie nastręcza większych trudności, zwłaszcza jeśli alternatywą są dowcipy zza Odry. Rzekłem.
Byłam w Bielefeld, znam ludzi z Bielefeld, stamtąd wywodzi się imperium Oetker, czyli galaretki, proszki do pieczenia i ozdoby na ciasta. Czyżbym mieszkała przez rok w fatamorganie?
PolubieniePolubienie
Wyczuwam członka spisku 😉
PolubieniePolubienie
Jeszcze jedna konspiracja przyszła mi do głowy, Albania.
PolubieniePolubienie
Rzeczywiście tylko trochę XD A sądziłem, że ich odpowiedź na śmiertelny żart to szczyt możliwości. Pozdrawiam 😀
PolubieniePolubienie
To może zrób wpis o fikcyjnych miastach, które istnieją na mapach? Argleton w Wielkiej Brytanii, istniało tylko na mapach Google. Agloe w stanie Nowy Jork zostało wymyślone w 1930. Nazwa tak długo funkcjonowała na mapach, że gdy zbudowano tam sklep przydrożny, nazwano go tak samo.
PolubieniePolubienie
Zdaje sie że i ja jestem członkiem spisku, bo urodziłam sie prawie 30 lat temu w… Bielefeld. Prawdopodobnie burmistrz miasta Kartuzy ( które obecnie zamieszkuje) rownież w tej zmowie uczestniczy, bo wydał mi dowód osobisty z miejscem urodzenia… Bielefeld. Dobry zasięg ma ten spisek 😉
PolubieniePolubienie