Zmora każdego kierowcy – wyrusza w podróż z kompletem kołpaków maskujących brzydkie, poobijane, obsmarowane i generalnie warte zamaskowania stalowe felgi, natomiast na miejsce dociera już bez jednego lub kilku z nich. Pal sześć, jeśli w trasie zgubi zamienniki kupione w dyskoncie. Gorzej, jeśli na dziurawych drogach (nie tylko w Polsce) straci te markowe. Gdzie się podziały? Co się z nimi dzieje? I dlaczego zdecydowanie ładniej wyglądają po zdjęciu z koła, niż umieszczone na nim? Dzisiaj poznasz odpowiedź na te jakże nurtujące pytania.
Ptolemy Erlington ostatnie tuzin lat swojego życia spędził na przemierzaniu dróg krajowych i autostrad (bez pomocy generalnej dyrekcji), zbierając z poboczy wspomniane kołpaki. Kiedy zaś tego nie robił, te już uzbierane przerabiał na zapierające dech w piersiach figury czy też rzeźby mniej lub bardziej drapieżnych zwierząt. Jakby tego było mało Erlington nie sprzedawał ich na pchlim targu za bezcen, ale był i ciągle jest w stanie zamienić znalezione przy drodze, co tu dużo mówić, śmieci w prawdziwą gotówkę. A od jakiegoś czasu robi to na pełen etat.
Na każdym ze stworzonych własnoręcznie dzieł Ptolemy zarabia od dwustu do 10 tysięcy funtów (po naszemu będzie to od tysiąca do 50 tysięcy złotych). A tworzy rzeczy zaiste zdumiewające – od owadów i ptaków, przez ryby, czworonogi i jaszczurki, na smokach skończywszy. To za te ostatnie, składające się nawet z dwustu odzyskanych kołpaków i rozmiarami przekraczające nieraz kilkanaście metrów, zbiera największe brawa i inkasuje najwięcej pieniędzy. Niemniej wszystkie przejawy jego twórczości robią tak niesamowite wrażenie, że warte są chyba każdych pieniędzy. Zobaczcie zresztą sami.