Jako, że nie jest to wpis sponsorowany, informacja o jaką markę chodzi znajdzie się dopiero w drugim akapicie. W niniejszym napomknę tylko, że chociaż sytuacja, o której za chwilę przeczytacie, miała miejsce w 1986 roku, jeszcze 14 lat później dochodziło do aktów niczym nieskrępowanego i na pierwszy rzut oka niezrozumiałego wandalizmu. Ci, którzy słuchali, wiedzieli jednak o co chodzi.
W drugiej połowie lat 80. na właścicieli samochodów marki Volkswagen padł blady strach. Praktycznie nie było dnia ani godziny, kiedy nie drżeli o stan swoich aut pozostawionych na ulicach. To właśnie na nich zaczęli krążyć szukający tu i ówdzie emblematów VW wandale, chcący zaspokoić potrzeby posiadania takiego znaczka lub skutecznie upłynnić go, oferując spragnionym obnoszenia się z nim na mieście innym osobnikom.
Dilerzy samochodowi co rusz otrzymywali sygnały, że emblematy Volkswagena znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zapotrzebowanie na tę część zamienną rosło w zastraszającym tempie, a przed salonami zaczęły ustawiać się długie kolejki osób chcących uzupełnić braki w inwentarzu karoserii bądź nabyć logo na własny użytek, nawet pomimo faktu, że nie tylko nie byli właścicielami golfa czy innych przedstawicieli marki, ale też żadnego samochodu w ogóle.

„Ludzie, którzy je kupowali skarżyli się, że ktoś zabrał im te, które posiadali”, wyznawał jeden z dealerów. „W zeszłym miesiącu jednemu z klientów niezidentyfikowane osoby ukradły emblemat VW aż cztery razy”, dodawał, wskazując na zwiększony popyt nie tylko w stosunku do poprzednich miesięcy, ale także i lat.
Co było powodem nagłego wzrostu zainteresowania ikonicznym logo? Odpowiedź jest z jednej strony prozaiczna, a z drugiej mocno zaskakująca.
W 1986 roku ukazała się pierwsza płyta zespołu Beastie Boys, którą magazyn The Rolling Stone nazwał „arcydziełem stworzonym przez trzech idiotów”. Licensed to Ill bardzo szybko stał się najlepiej sprzedającym się albumem rap lat 80. i pierwszym w historii, który ostatecznie wylądował na szczycie listy Billboardu. Beastie Boys na czele z Michaelem Diamondem (lepiej znanym jako Mike D) zaczęli podbijać świat.

Rozpoznawalność przyniosła im nie tylko muzyka i kontrowersyjny styl bycia, ale również ubiór. Wspomniany Mike D niemal zawsze widywany był z kilkunastocentymetrowym łańcuchem na szyi, do którego przytroczył logo marki Volkswagen o średnicy przekraczającej 10 centymetrów. Ten dziwny dość wybór w zestawieniu z galopującą wręcz popularnością zespołu przyczynił się do niespotykanego wzrostu zainteresowania nie tyle kupnem samochodu, ale posiadaniem wspomnianego emblematu.

Kradzieże i popyt w sklepach z częściami okazał się tak wielki, że właściciele tych ostatnich nie nadążali z uzupełnianiem asortymentu. Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli, jednak wówczas do akcji wkroczył sztab ratunkowo-marketingowy Volkswagena, który zdecydował się na swego rodzaju marketing czasu rzeczywistego. W brytyjskiej i amerykańskiej prasie firma wykupiła bowiem ogłoszenia, gdzie oferowała się przekazać nieodpłatnie każdemu poszkodowanemu w akcie wandalizmu ukradzioną część, a każdemu fanowi Beastie Boys nieco mniejszą replikę, tak aby zahamować tę niecodzienną falę wykroczeń.

Tym prostym gestem Volkswagen zjednał sobie nie tylko kierowców, ale też melomanów, w których głowach na stałe utrwaliła się marka, która była przedmiotem pożądania tak wielu osób. A osoba odpowiedzialna za całe zamieszanie zupełnie za darmo stała się ambasadorem firmy samochodowej, która, jak wieść niesie, nie zdecydowała się na przekazanie mu chociażby wysłużonego passata.

PS: Szczepan Twardoch miał wtedy 7 lat.
Balach, że siema. W tamtym czasie najwięcej ginelo znaczków Mercedesa i zegarków by wieszać na szyję jak Flava Flav
PolubieniePolubienie