Malowanie światłem to technika niemal tak stara, jak sama fotografia. Nieodłącznie kojarzy się wszystkim z kreatywnością, jednak w rzeczywistości najczęściej nie wymaga od twórcy wyjątkowej pomysłowości czy nakładów pracy. Wszystko czego ten potrzebuje to aparat, punktowe źródło światła oraz dużo czasu. Na naświetlanie. A wspomniana pomysłowość sprowadza się najczęściej do tworzenia napisów czy rysowania prostych kształtów. Czasami jednak pojawia się osoba, która próbuje do prostego pomysłu podejść niekonwencjonalnie. I wtedy, a w kontekście tego wpisu – teraz, dzieje się magia.
Kanadyjczyk Stephen Orlando po raz pierwszy zachwycił internautów już pod koniec 2014 roku, kiedy w sieci pojawiły się wykonane przez niego zdjęcia, na których uwiecznił kajakowanie, nie uwzględniając na zdjęciach osób wiosłujących. Ani samych wioseł. Te ostatnie były jednak w procesie przygotowania zjawiskowych zdjęć niezbędne, gdyż to właśnie na nich fotograf umieścił diody LED, których światłem następnie rozświetlił noc i taflę jeziora. Decydując się na zastosowanie długiego czasu naświetlania, udało mu się uchwycić nieuchwytne. Sami zresztą zobaczcie:
W związku z tym, że powyższe prace rozeszły się po internecie lotem błyskawicy, Orlando zdecydował się kontynuować swój projekt, fotografując LED-y podczepione do różnych przedmiotów (kijków narciarskich czy kijów hokejowych) a nawet ludzkich kończyn. Przez kilka miesięcy poszukiwał projektu, którym mógłby przyćmić swój pierwotny zamysł – udało mu się jednak dopiero w połowie wakacji, kiedy przyszła mu do głowy myśl zgoła niecodzienna. Stephen Orlando postanowił sfotografować muzykę.
Jak się okazało nie był pierwszą osobą, która wykoncypowała coś podobnego. Stephen przyznaje, że zainspirowały go zdjęcia wykonane przez Gjon Miliego, który oprócz eksperymentowania z Pablem Picassem, spróbował swoich sił z uchwyceniem na kliszy muzyki. Efekt, z racji zastosowanego sprzętu i źródła światła, raczej nie robił wrażenia, ale zasiał ziarno, którego plon zebrał przywoływany w tym wpisie Kanadyjczyk. Mając do dyspozycji zmieniające kolory diody elektroluminescencyjne, Orlando udała się rzecz w teorii niemożliwa.
Tak moi drodzy, tak wygląda muzyka. A jeśli nie robi to na Was wystarczającego wrażenia, spójrzcie tylko, jak zarejestrowane ruchy smyczkiem korelują z zapisem nutowym granej kompozycji. Proste, genialne i ocierające się o magię zarazem. Przesadzam?