Są reklamy, które frustrują tak mocno, jak głos półfinalistki polskiego X Factora. Są kampanie, które potrafią dogłębnie wstrząsnąć oglądającym. Są spoty, które mogą pretendować do dzieła sztuki. Są też formy, które swoim rozmachem przebijają wszystko, co do tej pory w świecie marketingu widzieliśmy. Do tych ostatnich z pewnością należy sposób, w jaki promuje swoją wystawę jedna z amerykańskich instytucji kulturalnych.
65-letni Stan Herd znany jest ze swojego zamiłowania do ogrodnictwa, uprawy rolnej oraz mieszania tych dwóch składników ze sztuką – najczęściej średniego pułapu, ostatnio jednak nawiązujący również do tej wysokiej. Spektakularne prace, które stworzył, od lat budzą zachwyt nie tylko przeciętnych obywateli (do których, co tu dużo mówić, najczęściej przemawia kicz), ale też redakcji renomowanych magazynów, pokroju National Geographic czy Smithsonian. Zadrukowane peanami na temat jego dzieł strony tych ostatnich, nie budzą jednak niczyjego sprzeciwu – wystarczy na nie spojrzeć, by zrozumieć dlaczego.
Za kanwę Amerykaninowi służą pola i łąki rodzinnego Kansas, które tygodniami, a nieraz i miesiącami potrafi przekopywać, uprawiać, obsadzać, przycinać i kosić dla uzyskania często zapierającego dech w piersi, rozciągającego się niejednokrotnie na obszarze kilku tysięcy metrów kwadratowych efektu.
Jego najnowsza „produkcja” – inspirowana obrazem Vincenta Van Gogha z 1889 roku – powstała na zamówienie Minneapolis Institute of Art na zielonych połaciach opodal lotniska w Minneaopolis właśnie. Pasażerów podchodzących tam do lądowania samolotów miasto wita rozciągające się na powierzchni 1,2 akra (prawie 5 tys. m2) dzieło nawiązujące do „Drzew oliwnych z żółtym niebem i słońcem” holenderskiego malarza.

Wspomniany obraz w oryginale można oglądać właśnie w MIA i wielu pasażerów (a przynajmniej w to wierzy sam instytut), widząc efekt kształtowania krajobrazu przez Herda, decyduje się porównać zagospodarowaną łąkę z prawie 130 letnim malowidłem.

Co ciekawe, wcześniejsze prace Stana zrobiły tak duże wrażenie na Japończykach, że w latach 90. zaczęli oni tworzyć podobne i pełne wodotrysków dzieła na polach ryżowych prowincji Inakadate, położonych na północ od Tokio. Oto kilka z nich: