Niemal dokładnie 4 lata temu, niedługo po narodzinach KULTURĄ W PŁOT, opublikowałem kilka Tolkienowskich szkiców, które legendarny powieściopisarz przygotował tworząc „Hobbita”. Powiedzmy sobie szczerze – chociaż niewątpliwie urocze, prace te, nawet w oczach laika niepotrafiącego narysować nic więcej niż postać z pięciu kresek i kółka, wydają się warte co najwyżej śmiechu. Inaczej ma się jednak sprawa z grafikami, mapami i szkicami powstałymi równolegle z „Władcą Pierścieni”, które Tolkien produkował wręcz masowo. W przeciwieństwie do infantylnych bazgrołów z niziołkiem i krasnoludami w roli głównej, pomocnicze zapiski stworzone przez prekursora literatury fantasy zwalają z nóg. O czym zresztą przekonacie się już za chwilę.
Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że legendarny autor nie tylko napisał, ale też narysował (czy też rozrysował) praktycznie wszystkie kluczowe fragmenty swojego największego dzieła. Zdarzało się, że zanim przechodził do przelewania na papier słów, pieczołowicie przygotowywał konkretną scenę w wersji rysunkowej. Pomagało mu to w snuciu historii, przygotowywaniu kilku wersji konkretnego fragmentu narracji czy też unikaniu błędów w ciągu przyczynowo-skutkowym. Tak przynajmniej wynika z wydanego w zeszłym miesiącu opasłego tomiszcza, zatytułowanego „The Art of Lord of the Rings” autorstwa uczonych tolkienistów – Wayne’a Hammonda i Christiny Scull.

Wspomnianą książkę nieprzypadkowo wydano w 2015 roku – to właśnie teraz (a dokładniej rzecz ujmując – 20 października) przypada 60 rocznica wydania „Powrotu Króla”, którym Tolkiem zamknął swoją ponadczasową opowieść. Zawiera ona prawie 200 szkiców, diagramów, map, inskrypcji czy projektów alfabetu, z czego około połowa nie była publikowana nigdy wcześniej. Jeśli chodzi o tę ostatnią zaletę, patrząc na miejsca i okoliczności powstawania niektórych zapisków, trudno się dziwić. Pomijając fakt, że John Ronald Reuel był bezlitosny dla marginesów, często obrywało się również tak niecodziennym kawałkom papieru, jak na przykład praca egzaminacyjna jednego z jego studentów, w czasie oceniania której profesor doznał olśnienia i narysował na niej projekt Helmowego Jaru.

Jak możemy przeczytać w artykule w serwisie WIRED (z którego, nawiasem mówiąc, zaczerpnąłem informacje i skany), poszczególne przejawy talentu rysownika były nieustannie poprawiane. Tolkien co rusz dokonywał poprawek, zwłaszcza w przypadku map i diagramów wyliczających czas czy odległość pomiędzy poszczególnymi bohaterami oraz miejscami. Pisarz obsesyjnie więc planował, by drogi rozbitej Drużyny Pierścienia zeszły się w kulminacyjnym momencie ostatniej książki, kreśląc trasy milimetr po milimetrze. Jak przyznał w liście do korektora, najpierw narysował mapę, dopiero później zabrał się za uzupełnianie powieści. To tylko dowodzi, że by napisać dobrą książkę, nie wystarczy wypluwać z siebie potoku słów. Tu potrzeba planowania, zupełnie jak w przypadku prawdziwej i niebezpiecznej podróży.





To trzeba mieć łeb, żeby nie tylko napisać takie dzieło ale jeszcze to naszkicować.
PS. Ja wciąż czekam na ten dark theme na stronie! 😛
PolubieniePolubienie