Film Roberta Zemeckisa, o którym w ostatnim tygodniu napisano niemal wszystko, w założeniu nie miał przepowiadać tego, jak będzie wyglądała przyszłość. W przeciwieństwie do np. „Raportu mniejszości” Spielberga czy „Ludzkich dzieci” Cuarona, w produkcji których korzystano z wiedzy i spekulacji wizjonerów, futurystów, socjologów i innych naukowców, twórcy „Powrotu do przyszłości II” zwyczajnie bawili się konwencją. To właśnie dlatego nasza szara rzeczywistość nieco na siłę goniła za osiągnięciami pokazanymi w filmie twórcy „Forresta Gumpa” (po co komu samosznurujące buty czy lewitująca deskorolka?), tak naprawdę krok po kroku zbliżając się do tego, co pokazano we wspomnianych wyżej dwóch innych doskonałych filmach science-fiction. Jednego jednak filmowi z Michaelem J. Foxem odmówić nie można. Jakkolwiek absurdalna nie byłaby pokazana w nim przyszłość, „udokumentowanie” jej na ekranie wzbudziło kreatywność ogromnej rzeszy osób, które zainspirowane nim zaczęły snuć własną jej wizję. W niniejszym wpisie zademonstruję jedną z nich.
Argentyńczyk Alejandro Burdisio od dziecka zafascynowany był literaturą science-fiction (m.in. dziełami raczej mało znanego w Polsce, ale współpracującego na przykład z Jodorowskim czy twórcami „Heavy Metal” Juana Giméneza) oraz sposobem, w jaki gatunek pokazywany był na małym czy wielkim ekranie. Jeśli chodzi o ten ostatni, to podobnie jak wielu rówieśników, także i Burdisio uwiodła wizja latających samochodów z drugiej części „Powrotu do przyszłości”. Wizja, która co prawda nie ma wiele wspólnego ze stanem faktycznym, ale może właśnie dzięki temu nieustannie rozpalająca serca i umysły jej entuzjastów. Jak się pewnie domyślacie, Argentyńczyk z tęsknoty za przyszłością, która nie nadeszła, pokusił się o własną jej interpretację.
Pracując na co dzień w firmie architektonicznej, nie był do końca ukontentowany mocno zakorzenionymi w rzeczywistości i zwyczajnie nudnymi zamówieniami, jakie otrzymywał. Dopiero po godzinach mógł rozwinąć skrzydła, zajmując się tym, co fascynowało go naprawdę. Dominującym i niemal nieodłącznym elementem jego grafik stały się wiec wspomniane w powyższym akapicie latające pojazdy drogowe i szynowe. O ile sam mechanizm je napędzający to nic innego, jak czysta fantastyka, tak ich wygląd przywodzi na myśl raczej czasy obecne. Burdisio doskonale miesza teraźniejszość z przyszłością, mocno też zbliżając się swoimi pomysłami do tego, co mogliśmy oglądać w „Piątym elemencie” Luca Bessona. A przynajmniej tak mi się wydaje. Czy słusznie? Przekonacie się oglądając poniższe grafiki.
Uwielbiam, gdy pomysł na coś całkowicie fikcyjnego i „niemożliwego”, czasami wręcz wydającego się bez sensu i stworzonego tylko na potrzeby świata przedstawionego – okazuje się tym pierwszym, najważniejszym krokiem do przyszłości. Wystarczy, że ktoś inny potraktuje taki pomysł trochę bardziej poważnie 🙂
PolubieniePolubienie
Święte słowa 🙂
PolubieniePolubienie