Jeff Crawford, kanadyjski fotograf specjalizujący się w aktach (jeśli wyobrażacie sobie w tej chwili salę sądową, to dodajcie do wyobrażenia parę cycków), był jednym z lokalnych artystów, których ratusz miasta Fredericton poprosił o wystawienie swoich prac w ramach letniego wernisażu. Zaskoczony takim obrotem sprawy zaprezentował dzieło, na którym uwiecznił nagą kobietę leżącą w strumieniu. Jak się okazało, jedna z jego najłagodniejszych prac bardzo szybko zderzyła się z oburzeniem pruderyjnych Kanadyjczyków i została zbanowana. To co zrobił w związku z tym Crawford, przeszło najśmielsze oczekiwania.
– Chciałem zaprezentować swoje dzieło w całej okazałości, bez wprowadzania modyfikacji czy niepotrzebnego cenzurowania – przyznał później w telewizyjnym wywiadzie.
Jego pierwotnie nadesłana praca powisiała w ratuszu miejskim zaledwie pół dnia. Po tym, gdy oburzeni petenci wyrazili swój sprzeciw wobec propagowaniu pornografii w urzędzie, oficjałowie zdecydowali się ustąpić i zdjąć ze ściany fotografię wykonaną Crawforda, jednocześnie prosząc go o zaprezentowanie innego dzieła. Tłumaczyli, że muszą stosować się do wytycznych, w których wyraźnie napisano, że to co pokazywane jest w ratuszu nie może być obraźliwe czy też nieprzyzwoite dla określonych grup społecznych i wiekowych.
Przedstawiciele urzędu zapytali więc Jeffa, czy ma do pokazania coś bez golizny. Gdy to usłyszał zagotowała się w nim krew – wszak poprosili fotografa słynącego wyłącznie z pstrykania nagich zdjęć o zaprezentowanie czegoś sprzecznego z jego zmysłem artystycznym. Bardzo szybko wpadł jednak na pomysł zagrania na nosie orędownikom poprawności obyczajowej. Już następnego dnia w ratuszu Fredericton zawisła zupełnie inna, mocno abstrakcyjna praca.

Crawford przygotował czarno-biały kwadrat, składający się z mniejszych kwadratów, który wywołał zachwyt zarówno wśród odwiedzających ratusz jak i jego pracowników. Jeff został pochwalony za szybką reakcję na prośby lokalnej społeczności oraz przedstawienie intrygującego dzieła, jakże odbiegającego od czegoś, co ludzie przywykli nazywać fotografią. Tymczasem Crawford, tak jak niektórzy czytający ten wpis, w duchu zanosił się ze śmiechu. Co go tak rozbawiło?
Ludzka ignorancja. Oraz fakt, jak słabo kody QR zadomowiły się w świadomości ogółu, mimo usilnych starań producentów telefonów komórkowych czy smartfonów. Mówiąc wprost – Jeff na widoku ukrył tę samą gołą niewiastę, która pierwotnie wzbudziła oburzenie. Ukrył ją pod postacią linku (lub, jak kto woli, hiperłącza) do strony internetowej, na której zaprezentował swoje „Emersion” (tak nazywało się akt) w całej okazałości.
Zamaskowane „dzieło” Jeffa Crawforda przez jakiś czas wisiało sobie na ścianie ratusza, nie wzbudzając większych emocji, poza zachwytami „ekspertów” od sztuki abstrakcyjnej. I wisiałoby pewnie nadal, gdyby nie znalazł się jakiś miłośnik przestarzałych i kompletnie bezużytecznych technologii, który zdecydował się skierować obiektyw swojego telefonu i odkryć przekraczające granice dobrego smaku, skandalizujące, pornograficzne i wulgarne zdjęcie.

Oczywiście sprawa została zgłoszona urzędnikom, którzy jednak nie zareagowali na kolejny apel o niesianie zgorszenia. Dlaczego? Nie, nie dlatego, że poszli po rozum do głowy, uznając, że zdjęcie Crawforda ma się do pornografii jak krzesło do krzesła elektrycznego. Odpowiedź jest zdecydowanie łatwiejsza – kodów QR i tak nikt nie używa. A czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

Bar w kościele…
Takie rzeczy to nie w Polsce 🙂
PolubieniePolubienie
Jakiś czas temu znany był przypadek gdy pewien konsument chcący dowiedzieć się czegoś o konkursie opisanym na etykiecie napoju zeskanował komórką kod QR z butelki, i został przekierowany na stronę pornograficzną. Butelka była stara, leżała u niego jakiś czas, w tym czasie strona informująca o konkursie została sprzedana innemu podmiotowi, oferującemu wdzięki nagich panien.
PolubieniePolubienie