Prosiliście i jest Wam dane. Po otrzymaniu zaskakującej liczby pytań związanych ze zbliżającymi się świętami, postanowiłem posłużyć radą osobom szukającym prezentów dla swoich bliskich, rekomendując to, czym sam zachwycałem się w kończącym się już niedługo roku. Spośród przeczytanych przeze mnie w ostatnich miesiącach trzydziestu kilku książek wybrałem więc pięć, którymi obdarowane osoby w moim mniemaniu powinny się ucieszyć (nawet jeśli niektóre wydano pkrzed 2015 rokiem). A żeby nie ograniczać się wyłącznie do literatury, na deser dorzuciłem też pięć najlepszych tegorocznych filmów, które już ukazały się na płytach DVD i Blu-ray, a które po choinką będą wyglądać zdecydowanie lepiej niż trzy pary skarpet i dezodorant z dyskontu.
Niektóre z proponowanych tu produktów osobom szanującym swoje portfele (w tym i dla mnie) mogą wydawać się drogie, dlatego przypominam, że świąteczną gorączkę łatwo zbić nie latając bez ładu i składu po sklepach naziemnych. Miasto tego warto siąść spokojnie przed komputerem i przejrzeć zasoby sklepów oferujących swój asortyment w internecie. Jednak nawet i tu przed sfinalizowaniem transakcji opłaca się upewnić, czy z podanej ceny nie da się urwać kilku czy kilkunastu nawet złotych korzystając z ogólnie dostępnych zniżek. Pomocne okażą się tutaj serwisy gromadzące kody rabatowe, z których korzystam wręcz nałogowo.
Prezentowane niżej książki i film można nabyć nawet 35% taniej niż w marketach i galeriach w najbliższej Wam okolicy. Specjalne świąteczne zniżki zgromadził dla przykładu serwis AleRabat.com, prezentując kody rabatowe do najpopularniejszych internetowych księgarni (Matras, Tania Książka, empik.com) czy też sklepów oferujących eBooki i audiobooki (Virtualo, Audioteka, Woblink). Jeśli już zajrzycie na stronę akcji #prezentzrabatem, nie omieszkajcie poszukać też zniżek w innych kategoriach. A nuż traficie na coś, co zainteresuje osoby, które z kulturą mają nie po drodze, preferują ubrania czy elektronikę, albo zwyczajnie nie dorośli jeszcze do mocnych pozycji, o których przeczytacie za moment.


Prawdopodobnie najlepsza autobiografia, jaka ukazała się w tym roku. Obowiązkowa dla każdego fana komików z Latającego Cyrku Monty Pythona, a z drugiej strony napisana na tyle dziwacznie i nieprzystępnie, iż osoby książkę czytające, a Pythonów do tej pory nieznające… poznają ich od podszewki, dodatkowo rozsmakowując się w żartach w niej zawartych. Setki storyboardów, zdjęć archiwalnych, rysunków, charakterystycznych i niepodrabialnych kolaży Terry’ego Gilliama kapitalnie uzupełniają tekst, odsłaniają kulisy najśmieszniejszych skeczy czy filmowych scen, nie pozwalają od „Monty Pythona według Monty Pythona” oderwać się choćby na chwilę. Książka jest dość droga (cena detaliczna prawie 80 złotych), ale warta każdych pieniędzy. Z łatwością można ich wydać jednak mniej, zaglądając m.in. w miejsce, które proponowałem akapit wyżej. [35% zniżki skorzystaniu z kodu w księgarni Platon24]


Z ilu karabinów maszynowych trzeba strzelić jednocześnie w ziemię, by wznieść się w powietrze? Jak długo można pływać w basenie wypełnionym paliwem jądrowym? Co by się stało, gdyby wszystkie osoby na świecie jednocześnie podskoczyły? Czy atomowa łódź podwodna przetrwałaby na orbicie okołoziemskiej? Na te i kilkadziesiąt innych tylko z pozoru dziwacznych (żeby nie napisać: głupich) pytań w naukowy sposób odpowiada Randall Munroe – były pracownik NASA, a od kilku lat autor jednego z najpopularniejszych internetowych komiksów xkcd. Nigdy wcześniej tak naukowa książka nie potrafiła wciągnąć mnie na tak długo, a przy okazji rozbawić do łez. Z czystym sumieniem polecałem ją w „Drugim śniadaniu mistrzów” i polecam każdemu, kto pyta mnie o idealny książkowy prezent. Nie tylko dla faceta. [również 35% zniżki w Platon24 lub nieco mniejsza zniżka w empiku, ale z darmową dostawą do salonu]


Jerzy Bralczyk towarzyszył mi właściwie przez cały rok. Jeszcze zimą zacząłem lekturę moderowanej przez Jerzego Sosnowskiego rozmowy trzech profesorów – Bralczyka, Miodka i Markowskiego – wydanej pod postacią książki o intrygującym tytule zawierającym przyimek. Było dla mnie szokiem, jak długo, jak ciekawie i jak zabawnie można rozprawiać o naszym ojczystym języku i jak dużo z takiej rozmowy można wyciągnąć. Do książki wracałem jeszcze kilkukrotnie – wiosną, w wakacje i na jesieni, wrzucając na profile społecznościowe powiązane z KWP cytaty z niej. We wrześniu dane mi było oglądać rozmowę z profesorem na żywo w Gdańsku, a chwilę później porozmawiać z nim osobiście w Warszawie. I powiem Wam, że jest taki, jak go sobie wyobrażałem po lekturze „Wszystko zależy od przyimka”. Z Miodkiem i Markowskim spotykać się już nie muszę, bo wiem, że rzeczone dzieło zawiera ich osobowości w pigułce. Ale chcę. I polecam tę pozycję wszystkim, którym język polski nie jest obojętny. [35% zniżki w Platon24, spora przecena w Matrasie oraz darmowa dostawa do domu]


W tym roku mogliście oglądać znakomitą ekranizację „Marsjanina” w reżyserii Ridleya Scotta. Nie tak jednak znakomitą, jak samo dzieło Andy’ego Weira, który bardzo długo nie mógł znaleźć wydawcy, ostatecznie decydując się na publikację rozdział po rozdziale na swojej stronie internetowej. Za darmo. Na prośbę fanów udostępnił ją też jednak w postaci eBooka w serwisie Amazon za najniższą możliwą cenę, po to tylko, by mogli czytać na swoich czytnikach. „Marsjanin” błyskawicznie stał się bestsellerem sklepu, przyciągając wreszcie uwagę wydawców, którzy nagle odkryli, że w opowieści o współczesnym Robinsonie Crusoe na Marsie jest jednak jakaś magia. I odkupili ją za 100 tysięcy dolarów, publikując ją następnie na papierze. Nie muszę chyba wspominać, że i w tradycyjnym formacie stała się bestsellerem, co też przełożyło się na zainteresowanie Hollywood i wspomniany film z Mattem Damonem. Nie jest istotne, czy go widzieliście, czy nie. Po książkę warto sięgnąć mimo wszystko. Ją również polecałem w TVN24, stawiając na szali własną reputację. Zaufajcie mi. Bierzcie bez zastanowienia. [zniżka na audiobooka w Audiotece lub 35% zniżki za wersję papierową]


Przypomnijcie sobie najbardziej absurdalne zdjęcie czy najbardziej niewiarygodne wideo nakręcone na rosyjskich drogach. Już? To teraz pomnóżcie to przez sto, a następnie wyobraźcie sobie, że autorami wyżej wspomnianych są najbogatsi ludzie w Rosji. Obraz, który ukaże się Waszym oczom, będzie mniej więcej w połowie tak chory, groteskowy i niepokojąco zabawny, jaki w „Rublowce” maluje Walerij Paniuszkin – jeden z najbardziej wpływowych rosyjskich dziennikarzy. W swojej książce autor przedstawia zamknięte i pilnie strzeżone osiedle niedaleko Moskwy, które upodobali sobie tamtejsi milio- i miliarderzy. Osiedle, na którym dzień i noc toczy się gra, której de facto nie można wygrać. Można utrzymywać się na prowadzeniu przez długi czas, ale ostatecznie, prędzej czy później, lider może z wyścigu wypaść jednym pstryknięciem palców. Palców Putina. Dla wszystkich na Rublowce sensem życia są pieniądze. A właściwie to Pieniądze, od których wszystko się zaczyna i wszystko ku nim zmierza. W oparach rosyjskiego absurdu, który chyba nigdy nie był pokazany tak dosadnie. To chyba najbardziej interesująca książka o współczesnej Rosji, jaką napisano. A przynajmniej najbardziej interesująca każdego czytelnika – zarówno tego, który państwo ze stolicą w Moskwie zna z YouTube’a, jak i tego, który na studiach nie wiedzieć czemu zdecydował się na rusycystykę. [zniżka na ebook w Publio i Virtualo lub przecena na wersję papierową w Ravelo]


Jeszcze w styczniu, a konkretnie w drugim jego tygodniu, tuż po pokazie przedpremierowym napisałem na Twitterze: „Jest 9 stycznia, a ja już wiem, że w tym roku nie zobaczę lepszego filmu”. A następnie wystawiłem notę 10/10. „Birdmana” obejrzałem w 2015 roku łącznie cztery razy – dokładnie tyle też arcydzieło Alejandro Gonzáleza Iñárritu otrzymało na Oscarowej gali statuetek. Doskonały pod względem scenariusza, gry aktorskiej i reżyserii, wirtuozerski wręcz jeśli chodzi zaś o zdjęcia i montaż. Jeśli chodzi o te dwa ostatnie elementy, to do dziś zachodzę w głowę, jak Iñárritu i Lubezki byli w stanie to nakręcić. I nie wierzę nawet w to, co zobaczyłem na płycie Blu-ray. Wszystko wolę tłumaczyć sobie filmową magią, którą „Birdman” po prostu tryska w każdej sekundzie. [zniżka na produkt i dostawę w inbooku oraz zniżka w empiku z darmową dostawą do salonu]


Gdyby ktoś jeszcze niespełna 7 miesięcy temu powiedział mi, że najlepszy film akcji od czasów „Terminatora 2” nakręci 70-letni staruszek, popukałbym się w czoło, uznając szafującego taką opinią za wariata. Rzeczywistość okazała się jeszcze bardziej szalona, niż bohaterowie w niekończącym się pościgu z „Na drodze gniewu”. Ten po prostu rozjechał wszystkich, nie oszczędzając nikogo. Prosta, banalna wręcz historia, opowiedziana w sposób tak widowiskowy i tak trzymający w napięciu, że w kinach po seansach pracownicy musieli chodzić z mopami szorując wydzieliny gruczołów potowych z podłogi. Czwarta część „Mad Maxa” to czysta adrenalina pompowana dożylnie z mocą tysiąca koni mechanicznych. O tym, dlaczego ten film obejrzeć należy, pisałem chwilę po premierze. O tym, dlaczego warto mieć go w swojej kolekcji (albo uszczęśliwić kogoś, kto kolekcję buduje) pisać już chyba nie muszę. Idealny prezent dla faceta. [zniżka na produkt i dostawę w inbooku oraz zniżka w empiku z darmową dostawą do salonu]


Przyznam szczerze, że nie wierzyłem w tę produkcję. Rok 2015 miał wszak należeć do nowego Jamesa Bonda i kolejnej „Mission: Impossible”. I o ile ten drugi film okazał się bardziej bondowski, niż wszystkie Bondy od czasów „Casino Royale”, niekwestionowanym zwycięzcą w starciu filmów szpiegowskich okazał się niepozorny i nieco niezauważony „Kingsman”. „Tajne służby” obejrzałem niestety dopiero w domowym zaciszu, czego nie potrafię przeboleć – na dużym ekranie ominęła mnie prawdopodobnie najlepsza pod względem choreografii sekwencja akcji, zagrana w rytm fenomenalnego „Free Bird” zespołu Lynyrd Skynyrd. Nigdy nie sądziłem, że scena wymordowania w ciągu czterech minut kilkudziesięciu osób może dawać tyle radości i satysfakcji, tak jak nie sądziłem, iż coś podobnego można tak doskonale osadzić w na wskroś brytyjskim filmie szpiegowskim. I to nie jest tak, że polecam „Kingsman” dla tej pięciominutowej krwawej jatki. Cały film zasługuje na wielkie brawa i równie udaną kontynuację. [zniżka na produkt i dostawę w inbooku oraz zniżka w empiku z darmową dostawą do salonu]

Opisywany wyżej „Kingsman” sprawił, że w końcu zapragnąłem kupić sobie garnitur z prawdziwego zdarzenia. Po seansie „Whiplash” zaś… nie, wymarzyłem sobie własnej perkusji, ale podobnie jak większość widzów zapragnąłem zrobić coś ze swoim życiem. Ten film daje wręcz nieprawdopodobnego kopa motywacyjnego, po raz kolejny opowiadając banalną wręcz historię – intensywnej do granic możliwości relacji nauczyciel-uczeń. Ten pierwszy wymagający, swoimi mocno kontrowersyjnymi metodami wypychający swoich wychowanków poza granice ich możliwości. Ten drugi niezwykle utalentowany, ale też opierający się przed przekroczeniem wspomnianej granicy. A wszystko w rytm zapadających w pamięć niczym Oscarowa rola J.K. Simmonsa jazzowych utworów, z których, jeśli jeszcze „Whiplash” nie widzieliście, reżyser najlepszy zostawił na zakończenie. I to jakie zakończenie! [zniżka na produkt i dostawę w inbooku oraz zniżka w empiku z darmową dostawą do salonu]


Do kina szedłem głównie dla zniewalającej urodą i talentem Alicii Vikander. Nie przypuszczałem, że reżyser zastawił na mnie pułapkę, dając jej rolę w kameralnym „Łowcy androidów”. Rolę, którą Vikander rozegrała mistrzowsko, wodząc za nos nie tylko głównego bohatera (który miał za zadanie ocenić poziom jej sztucznej inteligencji), ale także widzów, którzy wierzą na słowo uroczemu, nieco samotnemu i wydawałoby się bardzo smutnemu androidowi. „Ex machina” zaskakuje nie tylko scenariuszem, ale także klaustrofobicznym klimatem – akcja 95% filmu toczy się w zamkniętych pomieszczeniach, a uczucie odizolowania od świata tylko potęguje wyobcowanie każdego z trojga bohaterów, raczej niestrzępiących sobie języka bez potrzeby. A po skończonym seansie automatycznie w głowie kiełkuje pytanie: „czy androidy śnią o elektrycznych owcach, czy elektrycznych krzesłach?”. Pozycja obowiązkowa dla fanów science-fiction w najczystszej postaci. [zniżka na produkt i dostawę w inbooku oraz zniżka w empiku z darmową dostawą do salonu]
I co? Już wiecie co w tym roku kupić na gwiazdkę, czy jeszcze macie jakieś wątpliwości?
Wpis powstał we współpracy z serwisem AleRabat.com.
Na „Wszystko zależy od przyimka” czaje się już od roku i wciąż jakoś się mijamy, tak nie może być! 😀
PolubieniePolubienie
Polecam choćby w wersji ebookowej – dobra zabawa gwarantowana!
PolubieniePolubienie
Kingsman: Tajne służby, bardzo ciekawe kino, polecam.
PolubieniePolubienie
I miejscami dość specyficzne 🙂
PolubieniePolubienie
Kingsman – zdradziłeś akcję w kościele kurka!
PolubieniePolubienie
Zasygnalizowałem jedynie, że jest. Nie napisałem kto, co, jak i po co 🙂
Ale fakt faktem, popsułem trochę niespodziankę. Przepraszam 😦
PolubieniePolubienie
Poprawione. Dziękuję 🙂 Trzeba się mieć na baczności 😉 🙂
PolubieniePolubienie
Również dziękuję 🙂
PolubieniePolubienie
Wyedytowałem miejsce akcji 🙂 Prośba o wyedytowanie Twojego komentarza 🙂
PolubieniePolubienie
Opis Ex Machina moim zdaniem nieco za dużo zdradza sugerując kto jest tym złym. Do poprawy 🙂
PolubieniePolubienie
Lekko zmodyfikowałem. Mam nadzieję, że jest lepiej 🙂
PolubieniePolubienie
piękne sceny krwawych jatek do dobrej muzyki znajdziesz jeszcze w peaky blinders. bardzo ciekawa seria bbc. u mnie na blogu jest rec, jakby co.
PolubieniePolubienie
Dobre kino 😀 i to mi się podoba
~ agiiz.blogspot.com
PolubieniePolubienie
Ja z tych wszystkich pozycji w szczególności polecałbym Birdmana. To świetny obraz człowieka, który chce zrobić coś sensownego, ale wychodzi mu jakoś tak pokracznie. Z jednaj strony pracuje nad ambitną sztuką teatralną, walcząc o nią jak lew, nie tylko z krytykami, aktorami ale i z własnymi demonami z przeszłości, gdy tu nagle, w wyniku absolutnego zbiegu okoliczności, wychodzi na środek NY w samych majtkach… I co przynosi mu więcej poklasku? Oczywiście, że majtki! Film w dobitny ale jednocześnie bolesny sposób pokazuje zmagania człowieka nie tylko z ogólnie pojętą tandetą, ale i jego zagubienie w świecie, którym owa tandeta rządzi. Internet, gadżety, wirtualne społeczności – i jak tu być prawdziwym superbohaterem?
PolubieniePolubienie
Nie wypada mi się nie zgodzić 🙂
PolubieniePolubienie