Ten wpis miał wyglądać nieco inaczej. Miało się w nim znaleźć kilka przykładów niewyjaśnionych, ale dobrze udokumentowanych zdarzeń tudzież ludzkich zachowań, które z powodzeniem mogłyby zainspirować Chrisa Cartera i spółkę do nakręcenia kolejnych, zdecydowanie lepszych niż te, które mogliśmy oglądać w tym roku, odcinków „Z archiwum X”. Albo kogokolwiek innego, do stworzenia bodaj scenariusza filmu, z powodzeniem hołdującego ludzkiej ciekawości tym, co trudne do wytłumaczenia. Miał, ale już na samym początku zbierania doń materiałów natrafiłem na informację o niejakim Tarrare. I po prostu nie mogłem się powstrzymać, przed poświęceniem osobnego wpisu tylko i wyłącznie jemu. Dlaczego?
Tarrare był Francuzem. Jednak nie takim, którego widzicie oczyma wyobraźni (w berecie, pasiaku, z podkręconym wąsem i lampką wina w łapie), ale najprawdziwszym żabojadem w całej dosłowności tego z pozoru pejoratywnego określenia znaczeniu. Tarrare lubił jeść. Uwielbiał jeść. Nie mógł przestać jeść. I chociaż z pozoru niewiele wskazywało (oprócz sporych rozmiarów jamy ustnej i brzucha zwisającego tak nisko, że mógł go owinąć wokół pasa), że ma problem z zaspokojeniem głodu, był to problem bardzo poważny. Wszak to przez nieposkromiony apetyt doprowadził swoją rodzinę na granicę śmierci głodowej, gdyż zjadał wszystko co tylko znalazło się w jego najbliższym otoczeniu. W końcu zdesperowani (i słaniający się z wycieńczenia) bliscy postanowili wyrzucić go z domu.

Chłopiec w wieku jeszcze nastoletnim trafił więc na bruk (czyt. klepisko), gdzie, cytując Jana Bondesona, przygarnęła go banda złodziei, kurew i wagabundów. To prawdopodobnie on zaczęli zwracać się do niego per Tarrare. Spekuluje się bowiem, że nie było to jego prawdziwe imię, a jedynie końcówka popularnego wyrażenia bom-bom tarrare, będącego synonimem głośnej eksplozji. A że świeżo wydziedziczony młodzian potrafił donośnie zaznaczyć swoją obecność bez używania słów, Tarrare zdawało się pasować do niego idealnie. W każdym razie stale się pocącego i wiecznie śmierdzącego chłopaka zatrudnił wkrótce wędrowny szarlatan, przed pokazami którego nieneżarty, acz nad podziw szczupły facet miał zadziwiać gapiów połykaniem w całości kamieni i żywych zwierząt. Widząc to prostaczkowie od razu wyciągali zza pazuch pieniądze, kupując od fałszywego zielarza i opiekuna gromkopierdnego żarłoka podejrzane medykamenty.

Ostatecznie, po odłączeniu się od oszusta, Tarrare postanowił zostać własnym szefem i osobiście przygotowywać swoje show z połykiem. Niestety dieta składająca się z kamieni, zdechłych szczurów i nadgniłych jabłek niezbyt mu służyła, czego dowodem był przymusowy pobyt w szpitalu, gdzie trafił z zapchanymi jelitami. Nie przeszkodziło mu to jednak w zjedzeniu zegarka operującego go chirurga, który następnie wyrzucił go na zbity pysk, grożąc, że następnym razem zoperuje pasibrzucha tępym mieczem. I tak Tarrare musiał znowu uciekać.
Schronienie znalazł dopiero w wojsku, z którym w czasie formowania się I koalicji antyfrancuskiej miał walczyć w trójkolorowym mundurze. Niestety armia nie nadążała z dostarczaniem mu racji żywieniowych (a te były poczwórne), więc Tarrare musiał posiłkować się wszystkim, co znalazł w przydrożnych rowach. Żywił się więc kotami, wężami, psami i jaszczurkami. Zasłynął połknięciem w całości żywego węgorza, a także zjedzeniem posiłku, którym najadłoby się 15 niemieckich przymusowych robotników – to ostatnie w ramach eksperymentu medycznego, mającego zbadać przyczyny jego nienasycenia. Obserwujący to wszystko M. Courville i Pierre-François Percy, prawdopodobnie najlepsi chirurdzy polowi tamtych czasów, nie mogli wyjść z podziwu. I znaleźć wytłumaczenia takiego stanu rzeczy.

Francuska armia nie chciała jednak rezygnować z usług żabojada. Chcąc wykorzystać niecodzienny talent wiecznie głodnego szeregowca, mianowano go kurierem. Szpiegiem, który miał połykać przesyłki i przemycać je za linię wroga w swoim żołądku, odzyskując je następnie z wydalanego przez siebie stolca. Niestety już podczas pierwszej misji Tarrare wpadł w ręce Prusaków, którzy brutalnie go torturowali, poczekali aż zdefekuje przesyłkę, a kiedy zobaczyli, iż jej treść jest banalna, cofnęli na stronę francuską wcześniej o mało go nie wieszając. Po tym zajściu mężczyzna gotów był zrobić wszystko, by tylko przestać jeść.
Niestety, żadna dieta i podawane leki nie przynosiły rezultatu, a Tarrare wciąż jadł wszystko, co wpadło mu w ręce, wymykając się często spod opieki Courville’a i Percy’ego. Na ulicach szukał resztek jedzenia, ale musiał zadowalać się śmieciami. Kiedy nie udawało mu się znaleźć niczego na zewnątrz, wracał do szpitala, gdzie wielokrotnie przyłapywano go na piciu utoczonej z rannych pacjentów krwi, a także zjadaniu trupów z kostnicy. Ze szpitalnych murów został jednak wyrzucony dopiero, gdy w tajemniczych okolicznościach zaginął noworodek. Nie muszę chyba pisać, kogo zaczęto podejrzewać o makabrycznej natury skrytożerstwo? Bohater niniejszego wpisu zniknął wówczas na cztery lata, by powrócić do wersalskiego szpitala w 1798 roku, gdzie chory na przewlekłą gruźlicę zmarł w wieku 26 lat. Przyczyną ostatecznego zahamowania uczucia głodu była wykrwawienie się na śmierć z powodu wysiękowej biegunki.

Kiedy kilka dni później przezwyciężono obrzydzenie i zdecydowano się na autopsję, odkryto, że przełyk nieboszczka był nadspodziewanie szeroki. Co więcej, można było przez niego gołym okiem zajrzeć do wnętrza olbrzymiego żołądka. Ten ostatni niemal w całości zalany był ropą wypływającą z wrzodów pokrywających całkowicie jego ściany. Smród jaki unosił się po rozcięciu trzewi schorowanego biedaka był tak okrutny, że prędko zaniechano dalszych badań. Ten jakże dziwny przypadek opisany został jednak w tak wielu prestiżowych wydawnictwach medycznych owych czasów, że z całą pewnością nie jest wymysłem gustujących w makabrze francuskich prostaczków.
A jeśli przypomnicie sobie teraz dwudziesty odcinek drugiej serii „X-Files”, bądźcie świadomi, iż niepohamowany głód portretowanego na ekranie „monstrum”, mimo komicznej wymowy tejże odsłony serialu, nie jest do końca wymysłem scenarzysty. Nawet jeśli przywoływany wyimek z przygód Muldera i Scully nosi tytuł [su_tooltip title=”Definicja za sjp.pwn.pl” content=”bardzo rozreklamowana sprawa, która po pewnym czasie okazuje się oszustwem”]Humbug[/su_tooltip].
Być może przyda się do jakiegoś wpisu – niezbyt udane okładki coverów:
http://www.sadanduseless.com/2016/02/album-cover-design-fails/
PolubieniePolubienie
Panie Tarrare…
Fascynujące jak wiele można zjeść. Swoją drogą ciekawi mnie, jakie są podłoża psychiatryczne tego jedzenia u niego
PolubieniePolubienie
Myślałam, że to ja mam wymagający układ pokarmowy. :p
PolubieniePolubienie