Jest taki budynek w centrum stolicy, w którego wnętrzu można by postawić dziesięciopiętrowy wieżowiec. Zajmuje powierzchnię dwóch hektarów, a zatrudnienie w nim znajduje ponad tysiąc osób. Niektórzy nazywają go „miastem w mieście”, ponieważ jest praktycznie samowystarczalny – w jego murach mieści się zarówno ambulatorium jak i jednostka straży pożarnej. A, byłbym zapomniał, pod jego kopułą znaleźć można największą scenę operową na świecie. I gdyby nie fakt, że zwiedzałem go z przewodnikiem, prawdopodobnie nie wyszedłbym z niego żywy.

Nazwanie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej molochem byłoby niedopowiedzeniem. To najprawdziwszy w świecie labirynt, pośród korytarzy którego łatwiej zgubić siebie, niż igłę w stogu siana. Nawet większość pracowników tej szanowanej instytucji kultury nie wie jak trafić do niektórych jego zakamarków, a rozkład pomieszczeń dokładnie znają jedynie zatrudnieni na miejscu strażacy. Reszta snuje się po korytarzach opracowanymi przez siebie ścieżkami, ze strachu nie zapuszczając się w miejsca dotąd przez nich niepoznane.


Teatr Wielki nie zawsze był jednak taki wielki. Niegdyś stał tu kompleks handlowo-usługowy (zwany przez przewodniczkę wycieczki „targowiskiem”, a faktycznie Marywilem), który zdecydowano się wyburzyć i na jego miejsce wznieść kulturalny gmach. Jak się pewnie domyślacie, prace konstrukcyjne trwały niemal dekadę, a wybudowany według projektu Antonia Corazziego Teatr i tak był prawie 2/3 mniejszy niż to, co obecnie można zwiedzać na Placu Teatralnym w Warszawie.
Do tak kolosalnych rozmiarów budynek rozrósł się po II wojnie światowej, podczas której został niemal doszczętnie zniszczony – zbombardowany, spalony i partiami wysadzany przez okupanta, robiącego sobie przerwy w mordowaniu ludności cywilnej na widowni i głównej klatce schodowej. Powstanie warszawskie przetrwała jedynie wschodnia część fasady, kolumnowy portyk oraz kilka pomieszczeń na I piętrze części zachodniej, do których według projektu Bohdana Pniewskiego dobudowano do roku 1965 całą resztę. Już w stylu socrealistycznym.

Gigantyzm widać tu na każdym kroku. Ciągnące się w nieskończoność korytarze, ogromne pomieszczenia rzemieślnicze i ta scena. 1150 metrów kwadratowych powierzchni, sześć zapadni o wymiarach 23×3 metra (to mniej więcej rozmiar autobusu przegubowego) i udźwigu 40 ton, poruszających się z prędkością 70 centymetrów na sekundę. Nad wysoką na prawie 35 metrów sceną zamontowane są sztankiety (podnośniki) o ogromnym udźwigu, mogące rotować scenografią namalowaną na płótnie o powierzchni 3 arów. Z widowni, na której mogą zasiąść 1772 osoby (Wikipedia podaje nawet większą liczbę), widać zaledwie skrawek tego, co skrywają kulisy – wraz z kieszeniami bocznymi (pełniącymi m.in. rolę schowków na elementy scenografii) powierzchnia sceny przekracza 2500 metrów kwadratowych. Aha, jest też druga, 10 razy mniejsza, ale tej nie dane mi było zobaczyć.
Człowieku proszę Cię!
Nie mam w zwyczaju pisania komentarzy, ale proszę Cię niech wygląd strony wróci do tego jaki był.
Lubiłam sobie wchodzić tutaj od czasu do czasu, a teraz nic nie mogę znaleźć a przewijanie tego to jakaś katorga.
PolubieniePolubienie
Ale co dokładnie się dzieje? Jaki jest problem? 🙂
Jaka przeglądarka? I czego szukasz?
Chodzi o to, że teraz właśnie łatwiej jest znaleźć wiele rzeczy, bo i kategorie i wyszukiwarka są dostępne na każdym urządzeniu od razu.
PolubieniePolubienie
Zgadzam się, nastała zmiana na lepsze, teraz jest przejrzyściej i łatwiej przeglądać bloga 🙂
PolubieniePolubienie
Byłem kiedyś tam na wycieczce, ale nie zaglądaliśmy zbyt daleko, właściwie tylko scena przygotowana do przedstawienia oraz mniejsza scena i jej technikalia, na przykład zapadnie, szybkie zmienianie kurtyn z tłami i mechanizm podnoszący w górę fragment powierzchni. Mieli jeszcze scenę obrotową ale akurat przyczepiali do niej jakieś rekwizyty i nie mogliśmy się „przejechać”.
PolubieniePolubienie
O, to takie atrakcje mnie ominęły. Tu było chodzenie, a raczej bieganie za przewodniczką, która nadawała takie tempo, że ledwo wyrabiałem 🙂
PolubieniePolubienie
Wygląda na to że mnie też sporo ominęło, więc nie ma co się martwić. Nie ma wycieczek idealnych.
PolubieniePolubienie
Chętnie bym zwiedził taki budynek, ale dla mnie warunek żeby tego typu przybytki zobaczyć na żywo jest niestety dość trudny do spełnienia, gdyż budynek musi być… Opuszczony 😀 Nie mniej jednak fajna relacja, przyjemnie się to czytało 🙂 Pozdrowienia 🙂
PolubieniePolubienie
Co do sceny to byłem na zwiedzaniu CSK w Lublinie i tam jest podobna. Ogrom… Skoro nasz budynek wydał mi się duży to jak wielka musi być Opera Narodowa 😮 zachęciłeś mnie, na pewno się wybiorę 😉
PolubieniePolubienie
Koniecznie 🙂 W Lublinie nie byłem, więc może w drugą stronę nadrobię 🙂
PolubieniePolubienie
W CSK normalnie nie ma zwiedzania, to po prostu bardzo duża instytucja kulturalna z olbrzymia operową scena, planowanymi kilkoma knajpami, sklepami artystycznymi, galerią, kilkoma innymi atrakcjami i ogrodem na dachu. Miałem wielkie szczęście brać udział w zwiedzaniu z architektem Stelmachem, który opowiadał o wszystkim co wymyślil w budynku i to jeszcze przed otwarciem 🙂 zwiedzanie nie dość ze słabo promowane (ale może i dobrze- ludzi i tak była około 30) to jeszcze wymagające kuponu z… gazety Zwierciadło. Ale warto było, a obecność architekta głównego zatkała mnie :p
Niemniej polecam miejsce, za niedługo przyjeżdża do nas Seal (zostały tylko bilety po 550 złotych metr od sceny i śpiewającego także ten)
PolubieniePolubienie
K o c h a m operę, zwłaszcza właśnie jej przestrzeń zakulisową. Rządzi moją wyobraźnią od dawna. Wpis jest jednak, jak podejrzewam, wyjątkowo przyjemny także dla mniej zakręconych na tym punkcie osób 🙂
PolubieniePolubienie
Nigdy nie byłam w operze. Kilka razy w teatrze, owszem, ale… Borze Tucholski, ile mnie omija! Za dużo, cały inny świat! Oficjalnie robię „bucket list” na 2017 i wizyta w Narodowej jest pierwszym na niej punktem. Nie przeżyję, jak nie pójdę.
PolubieniePolubienie
Prosiłbym o przeredagowanie zdania: „Do tak kolosalnych rozmiarów budynek rozrósł się po II wojnie światowej, podczas której został niemal doszczętnie zniszczony”. Chodzi o utrzymanie sensu wypowiedzi.
PolubieniePolubienie