Trochę ponad 68 lat temu, 12 lutego 1949 roku, w stolicy Ekwadoru wybuchła panika, która po kilku godzinach przerodziła się w krwawe zamieszki. Konsekwencją była interwencja wojska, kilkadziesiąt osób rannych i sześcioro zabitych. A przynajmniej tyle podają źródła opisujące wydarzenia z Quito, których bezpośrednim katalizatorem była emisja adaptacji budzącego lęk słuchowiska radiowego. To co niespełna 11 lat wcześniej w Stanach Zjednoczonych okazało się spiskiem magnatów prasowych, kilka tysięcy kilometrów dalej na południe skończyło się jak najprawdziwszą tragedią.
To co odróżnia południowoamerykańską emisję „Wojny światów” od pierwowzoru, to intencje głównodowodzącego tym przedsięwzięciem – Leonarda Páeza. To właśnie jemu stacja powierzyła przygotowanie adaptacji na bazie scenariusza wersji chilijskiej, która 5 lat wcześniej przyczyniła się do śmierci jednego ze słuchaczy. Páez chciał osiągnąć coś więcej – na kilka dni przed premierą słuchowiska postarał się o publikację artykułów na temat dziwnych obiektów na niebie i lądowania obcych w kilku lokalnych gazetach. Ponadto zataił prawdziwe intencje przed włodarzami radiostacji, a już w momencie transmisji zamknął na trzy spusty aktorów w studio, tak aby nikt im nie mógł przerwać. Tak, Leonardo chciał wywołać panikę, prawdopodobnie rozochocony opisami dantejskich scen z amerykańskich gazet.
Wojna światów: Ekwador
Była mniej więcej godzina 21:00 12 lutego 1949 roku, kiedy rozpoczęła się transmisja wyjątkowego recitalu popularnego w Ekwadorze duetu Luis Alberto Valencia i Gonzalo Benitez. Nagle, podczas śpiewania jednego z utworów, transmisja została przerwana, a słuchaczy poinformowano, że około 30 kilometrów za stolicą pojawili się Marsjanie. Ludność została postawiona w stan gotowości, kiedy kolejna informacja zasugerowała, że obcy przemieszczają się w kierunku miasta pod postacią olbrzymiej chmury. Nie trzeba było długo czekać, kiedy na ulice wyległy tłumy, doszukujące się w skądinąd niepozornych obłokach statków kosmicznych.

Kolejne podawane informacje nie pozostawiały złudzeń – przybysze obrali sobie za cel największe miasto w kraju, szybko przesuwając się w jego kierunku. Reporter (w którego wcielił się sam Páez) relacjonował, że kosmici błyskawicznie minęli położoną niedaleko bazę wojskową i po chwili znaleźli się nad północno-zachodnimi rejonami aglomeracji. Chwilę później jego wypowiedź również została urwana, po tym gdy na rejon w którym przebywał wypuszczony miał zostać tajemniczy gaz, a on sam stracić przytomność w wyniku jego działania.
Masowa histeria
Aby dodać całej sprawie realizmu, świetnie naśladujący głosy miejscowych notabli aktorzy wzywali do obrony miasta oraz ewakuacji kobiet i dzieci (miał o to błagać burmistrz), a także modlitwy za boskie wstawiennictwo (popularny w rejonie ksiądz). Co więcej, w całym mieście rozległo się bicie dzwonów, a meldunek z najwyżej położonego punktu Quito (budynek La Previsora) ostrzegał przed gigantycznym monstrum z ognia i dymu zmierzającym do miasta od strony północnej.
Część przerażonego tłumu nie wiedziała dokładnie czego się obawiać, a wpadła w panikę podejrzewając, że prawdziwym agresorem są nie przybysze z innej planety, ale peruwiańska armia, która miała mieć już dość długotrwałych sporów granicznych z Ekwadorem (nawiasem mówiąc, groźba zbrojnego konfliktu między państwami była wówczas bardzo realna – co więcej, 8 lat wcześniej doszło do faktycznej inwazji Peru na Ekwador, w wyniku której ten drugi zrzekł się części swojego zalesionego terytorium). Ludzie jak nie przed jednym, tak uciekali przed drugim, albo szukając schronienia w kościołach, albo odpuszczenia grzechów w masowych mszach na świeżym powietrzu.
Spaleni żywcem

Kiedy pracownicy radiostacji zorientowali się wreszcie w skali paniki, jaką zasiali, transmisję „Wojny światów” przerwano, w jej miejscu emitując sprostowanie i prośby o zachowanie spokoju. Na niewiele się to zdało. Kiedy ludzie dowiedzieli się, że z nich zadrwiono, wystraszony tłum zamienił się w rozwścieczoną tłuszczę, która pędem pognała w kierunku redakcji gazety El Comercio, będącej też właścicielem znienawidzonego już radia nadającego z tego samego miejsca. Budynek z ponad setką pracowników wciąż znajdujących się w środku został podpalony. Części osób udało się uciec tylnym wyjściem, ale większość utknęła na górnych piętrach, w akcie desperacji zmuszona do skakania z okien.
O ile panika wywołana przez transmisję nie pozbawiła nikogo życia, tak już odwet na domniemanych jej autorach pochłonął według różnych źródeł między 6 a 20 ludzkich istnień. Bardziej prawdopodobna jest ten niższy numer, chociaż ofiar mogło być znacznie więcej, gdyż wściekli Ekwadorczycy przeszkadzali strażakom w gaszeniu ognia, niszcząc hydranty, a także bili policjantów, którzy chcieli zapanować nad motłochem. Ostatecznie ludzi udało się rozpędzić dopiero przy użyciu gazów łzawiących, które z czołgów rozpyliła w okolicy ekwadorska armia.
Pokłosie
Pożar strawił niemal cały budynek, niszcząc zarówno sprzęt redakcji gazety, jak i studio, z którego nadawała radiostacja. Straty oszacowano na około 350 tysięcy dolarów amerykańskich, co po uwzględnieniu inflacji dałoby dzisiaj kwotę rzędu 3,5 miliona dolarów. W ciągu następnych kilku dni aresztowano 21 osób – zarówno uczestników zamieszek, jak i pracowników radia. Głównego prowodyra, Leonardo Páeza, nigdy jednak nie ukarano.
Od zbrodniarza do bohatera

Przez lata krążyła opowieść, że ostatni raz widziano go na dachu płonącej redakcji El Comercio, skąd następnie uciekł i zniknął na zawsze. Prawda jest jednak taka, że przestraszony skalą zniszczeń postanowił nie wychylać się przez kilka miesięcy i dopiero po dłuższym czasie zgłosić się do sądu. Był już wtedy przygotowany – na rozprawie pojawił się z kopią swojego kontraktu, w którym wyraźnie zaznaczono, że włodarze radia zdawali sobie sprawę z zagrożenia (najwyraźniej, tak jak w dniu dzisiejszym, i wtedy umów nikt nie czytał), jakie może wywołać transmisja słuchowiska. Sąd oddalił więc oskarżenia wobec niego, nie znajdując też dowodów na to, że osobiście zamknął pracowników w studio nagraniowym oraz że to faktycznie on publikował wcześniej w gazetach materiały o UFO.
Sześć lat po dantejskich scenach w stolicy Ekwadoru Páez przeniósł się na stałe do Wenezueli, gdzie… podjął pracę w rozgłośni radiowej oraz redakcjach tamtejszych gazet. Zmarł z przyczyn naturalnych w 1991 roku, pozostawiając po sobie schedę w postaci książki o wojnie światów w Quito oraz 20 piosenek, które były też popularne w samym Ekwadorze. To między innymi sukces tych ostatnich zadecydował o przyznaniu mu… kluczy do miasta Quito, chociaż to właśnie jego historia zapamiętała jako osobę bezpośrednio odpowiedzialną za tragiczną śmierć kilkorga ludzi.
Epilog
Córka Páeza po dziś dzień zarzeka się, że ojciec nie chciał wywoływać paniki, a wszystkie informacje wskazujące na jego winę (te nieudowodnione przez sąd) są wyssane z palca. Niestety, dowodów na jego niewinność przedstawić jednak albo nie umie, albo nie chce.
Źródła:
- http://www.war-ofthe-worlds.co.uk/war_worlds_quito.htm
- http://en.wikipedia.org/wiki/The_War_of_the_Worlds_%28radio_drama%29
- http://voices.yahoo.com/the-other-war-worlds-panic-broadcast-martians-4625355.html
- http://www.huffingtonpost.com/cecilia-alvear/martians-land-in-quito_b_166776.html
Czytam i nie wierzę :O niesamowita historia. Widzę że są źródła, ale i tak musze zapytać, czy to prawda? Na 100 % ?
PolubieniePolubienie
Bardzo interesująca historia (zresztą jak większość wpisów w tym niezwykle ciekawym blogu).
Chciałbym uniknąć wrażenia, że się czepiam, ale nie mogę nie zwrócić uwagi na dwa sformułowania dotyczące kwestii religii, które warto poprawić, bo odrywają czytelnika od treści prowokując do przemyśleń dotyczących ich właściwego sensu i tego, co autor chciał powiedzieć. Wiem, że nietrudno uznać, że poniższe to zabawa w zbędną egzegezę, jakieś dzielenie włosa na czworo, ale niech mi będzie wolno w chwili wolnego czasu (taką właśnie mam) w coś takiego się zabawić.
Trudno chyba modlić się „za boskie wstawiennictwo”. Skłaniałbym się raczej do modlitwy „o boskie wstawiennictwo” (modlimy się za kogoś i o coś). Z drugiej strony, czym w ogóle miałoby być to „boskie wstawiennictwo”? Boskie czyli jakie? A może czyje – wówczas raczej „Boże”. Ale przed kim miałby się Bóg wstawiać, bo chyba nie przed samym sobą? Jeśli ktoś miałby to robić to Najświętsza Maryja Panna i święci. Myślę, że mieszkańcy Quito po prostu modlili się „o Bożą opiekę”, ewentualnie „powierzali opiece Opatrzności”.
Druga sprawa. Owszem, ludzie mogli „szukać schronienia w kościołach”. Ale czy rzeczywiście mogli „szukać odpuszczenia grzechów w masowych mszach świętych”? Jeśli już to nie „w”, ale „podczas” i pamiętając, że to nie udział we Mszy uwalnia od grzechów. Wielkiej liczbie ludzi przy braku możliwości ich indywidualnego wyspowiadania, szczególnie w sytuacji zagrożenia życia, można udzielić zbiorowej absolucji (odpuszczenia grzechów). Zatem „masowo gromadzili się na Mszach świętych oczekując udzielenia zbiorowego odpuszczenia grzechów”. Tak w ogóle, to część relacji o Mszach sprawowanych poza kościołami budzi największe wątpliwości. Organizacja takich celebracji wymaga czasu, odpowiedniego przygotowania ołtarza itd. (wówczas, w latach 40. XX wieku, przepisy liturgiczne, szczególnie te dotyczące Mszy polowych, były wiele bardziej wymagające niż dzisiaj). Jeśli w ogóle jest prawdą, że doszło do takich masowych zgromadzeń, to pewnie chodziło o ludzi stojących wokół pełnych już świątyń, w których sprawowano liturgię.
Inna rzecz (która już religii nie dotyczy), to stwierdzenie, że w wyniku wojny Ekwadoru i Peru to pierwsze państwo zrzekło się „części swego zalesionego terytorium”. Pewnie jest w tym wiele racji, ale istotę rzeczy stanowił wtedy nie fakt zalesienia tego obszaru, ale dostępu do Amazonii (prowincja Maynas) i Oceanu Spokojnego (Tumbes).
I na koniec. Wątpliwości budzi następujące stwierdzenie Szanownego Autora dotyczące córki Leonardo Páeza, która nie wierzy w winę swego ojca: „Niestety, dowodów na jego niewinność przedstawić jednak albo nie umie, albo nie chce”. Skoro żaden sąd nie skazał Páeza, to czy ciężar dowodu wciąż nie spoczywa na oskarżycielach?
I jeszcze: „Bardziej prawdopodobna jest ten niższy numer” – warto poprawić („bardziej prawdopodobna jest ta niższa liczba”).
Niecierpliwie czekam kolejnych wpisów,
PolubieniePolubienie