Nie ma chyba w kulturze popularnej bardziej legendarnej miłosnej sceny niż awanse pod balkonem Julii, czynione przez spragnionego fizycznego z nią kontaktu (mówiąc eufemistycznie – normalnie napisałbym, że chciał jej wskoczyć do majtek) Romea. Widzieliście ją z pewnością na wielu obrazach i w niezliczonej liczbie filmów. Liczba nawiązań do tego epizodu w innych, niebędących adaptacjami utworach popkulturowych jest również niemożliwa do określenia. Problem w tym, że w wersji oryginalnej, tej pisanej przez samego Szekspira, balkonu… w ogóle nie było.
Zanim przejdziemy dalej, rzućmy od razu okiem na fragment „Romea i Julii” (w tłumaczeniu Józefa Paszkowskiego), gdzie owa płyta z balustradą umieszczona na zewnątrz budynku, połączona drzwiami z pomieszczeniami wewnętrznymi, miała się pojawić:
SCENA DRUGA
Ogród Kapuletów. Wchodzi Romeo.
ROMEO
Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany.
Julia ukazuje się w oknie.
Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna!
Ono jest wschodem, a Julia jest słońcem!
Wnijdź, cudne słońce, zgładź zazdrosną lunę,
Która aż zbladła z gniewu, że ty jesteś
Od niej piękniejsza; o, jeśli zazdrosna,
Nie bądź jej służką! Jej szatkę zieloną
I bladą noszą jeno głupcy. Zrzuć ją!
Scena balkonowa? Wolne żarty
To, co z pewnością rzuca się w oczy, to zauważalny brak słowa „balkon” lub jego synonimów. Gdy jednak zapytać językoznawców, kiedy odnotowano pierwsze użycie na piśmie, wszystko staje się jasne. Otóż balcone (zapożyczone z włoskiego, później lekko zmienione na „balcony”) pierwszy raz użyto w 1618 roku, a więc dwa lata po śmierci Szekspira. Skąd więc do cholery wziął się w zbiorowej świadomości balkon, który w Anglii czasów Barda znad Avon w ogóle nie występował (ze względu na różnice klimatu oraz swego rodzaju, choć trudno w to uwierzyć, wyspiarskiej pruderyjności)?
Mariusz zamiast Romea

Otóż scena balkonowa pojawiła się w plagiacie „Romea i Julii” (wówczas wszyscy, wszystko od wszystkich kopiowali i nikt nie miał z tym problemu – patrzę na Was, szubrawcy z ZAiKS-u), który w 1679 roku spreparował niejaki Thomas Otway. Jego „Historia życia i upadku Gajusza Mariusza” to w gruncie rzeczy przeniesienie opowieści o kochankach z Verony do starożytnego Rzymu i zmianie ich imion dla niepoznaki – Romeo stał się Mariuszem, a Julia Lavinią. Co ciekawe, to właśnie wersja Otwaya na przełomie XVII i XVIII wieku była bardziej popularna – źródła podają, ze między 1701 a 1735 rokiem wyprodukowano przynajmniej 30 sztuk na motywach Otwaya i mniej więcej zero na bazie szekspirowskiego oryginału.
Humbug, który pokochał świat
No dobrze, ale to nadal nie odpowiada na pytanie, dlaczego to ostatecznie balkon kojarzony jest z „Romeo i Julią”, a o wspomnianym Otwayu pamiętają jedynie literaturoznawcy. Odpowiedź znalazłem dla Was w artykule z The Atlantic, który odpowiedzialność zrzuca na tego trzeciego – Davida Garricka, XVIII-wiecznego aktora, producenta, dramatopisarza i popularyzatora utworów Szekspira. To właśnie Garrick zechciał przywrócić do łask nieistniejącego niemal w zbiorowej świadomości barda, nieco urozmaicając produkowane przez siebie sceniczne adaptacje o pomysły Otwaya. W tym również scenę balkonową, która zastąpiła pospolite okno.
I, powiedzmy sobie szczerze, tak jest naprawdę lepiej. Nie uważacie?
PS: Zawsze chciałem użyć słowa „humbug” w treści wpisu. Teraz mogę umierać.
Świetny tekst, jak zwykle! 🙂
PolubieniePolubienie
tekst jest swietny ale blagam : „gdzie ów płyta z balustradą ” ??? chyba owa ?
PolubieniePolubienie
To oczywiście pozostałość po „ów balkon”, z którego rzeczownik zamieniłem na cyrkumlokucję (tj. peryfrazę), zapomniawszy o pierwszym wyrazie. Dziękuję za zwrócenie uwagi 🙂
PolubieniePolubienie
Istotnie, rzecz bardzo ciekawa. Szkoda tylko, że Autor wulgaryzuje uczucie tych dwojga i sprowadza romantyczną miłość nastolatków do fizycznego pożądania (fragment o „wskakiwaniu do majtek” budzi zażenowanie). Warto przybliżyć sobie całą tę nie-balkonową scenę dramatu, by dowiedzieć się o co w niej rzeczywiście chodzi, ale także spróbować sięgnąć pamięcią do czasów, gdy było się w wieku jej bohaterów – Julia miała lat 14, a Romeo pewnie nie więcej niż 16. Dla wielu ludzi starszych o dekadę, dwie czy pięć, będzie nie lada odkryciem, że we wczesnej młodości byli zdolni do uczucia szlachetnego i wzniosłego, które, choć wcale nie wolne od erotycznych pragnień, pozostawało czyste i bezwarunkowe.
PolubieniePolubienie
Z tymi majtkami, rozumiem miało być szokująco,ale wyszło wulgarnie .
PolubieniePolubienie
Założenie jest takie, że miało wyjść wulgarnie.
PolubieniePolubienie
A skąd pomysł, że uczucie pozostało czyste? Skąd pomysł, że kiedykolwiek takie było? 16-latkowie są zazwyczaj podbudzeni seksualnie i byłoby wręcz dziwne, gdyby chłopak nie chciał „wskoczyć do majtek” dziewczynie.
I określenie to nie budzi żadnego mojego zażenowania i nie jest jakoś szczególnie wulgarne, jako że użyte zostało w pewnym kontekście.
Nie rozumiem, dlaczego seks jest definiowany jako coś nieczystego? Uczucie zakochania jest w biologiczny sposób połączone z pożądaniem seksualnym. To zupełnie naturalna sprawa i miłość tzw. romantyczna wcale nie jest lepsza od „zwykłej”, a nawet powiedziałabym, że w jakimś sensie gorsza, bo kompletnie oderwana od rzeczywistości i od biologii naszego ciała.
PolubieniePolubienie
Ja tam osobiście nigdy nie rozumiałam, jak szalony romans dwójki nastolatków (!), przez który zginęło wiele osób (!!), można nazywać wielką i czystą miłością (!!!), a do tego stawiać ją za wzór wzniosłego uczucia.
Ale może ja mam skrzywioną moralność.
Zdecydowanie wolę interpretację, że to zwykłe pożądanie. I nie róbmy z tego wzoru wielkich i czystych uczuć. To krzywdzące.
PolubieniePolubienie
W tym kontekście jeszcze bardziej fascynujące są dzikie tłumy gromadzące się pod „balkonem Julii” w Weronie.
PolubieniePolubienie
Balkon został dobudowany pod turystów na początku XX wieku 🙂
Z tekstu The Atlantic:
The half million visitors who flock to Verona each year can even act it out for themselves on a pseudo-balcony that was constructed by adding an old sarcophagus to the exterior of a building dubiously christened „Casa di Giulietta” in the early 20th century, specifically to satisfy the hordes of tourists seeking an authentic Romeo and Juliet experience.
PolubieniePolubienie
Znam podobny przypadek – ekranizacje Frankensteina z ożywianiem potwora przy pomocy elektryczności. W oryginalnej książce opis metody się w ogóle nie pojawia, zaś pomysł aby w taki sposób rzecz przedstawić to zasługa XIX wiecznych teatrów, które używały generatorów iskier jako efektu specjalnego.
Co do plagiatów – sama fabuła sztuki też nie była oryginalnym pomysłem Szekspira, wcześniej krążyły już włoskie nowele z identycznymi rozwiązaniami, czytałem jeden z takich prototypów, kończył się tak że oboje umierają od trucizny ale od razu, bez tej komedii omyłek na końcu. Szekspir zresztą wyraźnie do tych nowel nawiązywał, już przez samo umieszczenie akcji w Weronie.
PolubieniePolubienie
Bo, jak Autor słusznie zauważa, „wówczas wszyscy, wszystko od wszystkich kopiowali i nikt nie miał z tym problemu” – Boccaccio napisał „Dekameron”, z tego zaczerpnął dominikanin i biskup Mateusz Bandello, tego Artur Brooke przełożył na angielski, a z tłumaczenia skorzystał Szekspir. Zresztą historia dwóch zwaśnionych rodów i ich zakochanych potomnych jest stara jak świat i wciąż w kulturze obecna (mamy swoich dość współczesnych Montekich i Kapuletów – Kargulów i Pawlaków).
Inna sprawa, że gdyby kiedyś powszechnie szanowano prawo własności intelektualnej, to taki Henryk Sienkiewicz umierałby jako milioner. Niestety, ówczesna Rosja nie przystąpiła do Konwencji Berneńskiej i jego niezwykle popularne „Quo Vadis” było na Zachodzie tłumaczone i drukowane bez żadnej gratyfikacji dla autora. Co gorsza za wydania rosyjskie też mu nie płacono, bo w Imperium był traktowany jako pisarz nierosyjski, czyli obcojęzyczny, a więc zagraniczny.
PolubieniePolubienie