Czym różni się „Blade Runner” od „Blade Runnera 2049”? Na tym drugim zasnąłem tylko raz. I to faktycznie jest spore osiągnięcie Denisa Villeneuve’a – sprawienie, że trzygodzinna masturbacja fenomenalnymi zdjęciami i scenografią nuży w dosłownie kilku drobnych scenach, koniec końców zasługując na przynajmniej 5 Oscarów. O Złotej Żabie nie wspomnę.
Recenzja „Blade Runner 2049”

Przyznaję, w pierwszym akapicie trochę mnie poniosło. Różnic między dwoma dziełami jest zdecydowanie więcej, ale mimo 30 lat odstępu pomiędzy „Łowcą” i „2049”, sequel nie sprawia wrażenia wymuszonego, przekombinowanego i oderwanego od pierwowzoru. To nadal jest film, dla którego ciężko znaleźć miejsce w kinie, który nie przyniesie krociowych zysków i który zachwyci głównie całą rzeszę krytyków i garstkę fanów cyberpunka. To wciąż produkcja, która stara się stawiać ważne pytania, rzucać w kierunku widza niedomówieniami oraz zmuszać do refleksji. Jednym słowem to film, w którego powstanie trudno w dzisiejszych czasach uwierzyć. I właśnie dlatego należy go docenić najbardziej.
Docenić, ale bez przymykania oka na kilka niedoróbek. Trudno bowiem nazwać “Blade Runnera 2049” filmem doskonałym, kiedy w jego obsadzie znalazł się koń trojański w postaci Jareda Leto. Sceny z jego udziałem wyróżniają się i zapadają w pamięć, ale z zupełnie nie tych powodów, których pragnąłby sam laureat Oscara. Ten jest w swojej roli zwyczajnie zły. Dawno w aspirującym do miana arcydzieła filmie nie widziałem antagonisty tak przerysowanego, sztucznego i sztampowego. Czarnego charakteru, któremu w zasadzie nie wiadomo o co chodzi i którego postępowanie miejscami zakrawa o śmieszność. Aż przykro było na Jareda patrzeć – zdecydowanie lepiej w tej roli wypadłby przymierzany zresztą do niej David Bowie. Prawdę mówiąc, zdecydowanie lepiej wypadłby nawet sklepowy manekin.
Prawdę mówiąc, film nie ucierpiałby zbytnio, gdyby Leto wyciąć z niego całkowicie, a miast scen z nim dać widzom dodatkowe sekwencje dojrzewającego między głównym bohaterem, a postacią graną przez Anę de Armas niekonwencjonalnego uczucia. Przystojny Ryan i piękna Kubanka stworzyli na ekranie duet, którego dzięki kilku tylko scenom będziemy pamiętać niczym łzy w deszczu Rutgera Hauera.
To nie jest film dla młodych ludzi
Chociaż “BR2049” nie jest filmem idealnym (nie ukrywajmy, jedynka też nie była, o czym świadczą 274 wersje stworzone tylko przez Ridleya Scotta), zdecydowanie warto wybrać się na niego do kina. To prawdziwa uczta dla oczu, uszu, a nawet rozumu. To taka niecodzienna odtrutka na szmirę zalewającą polskie kina i dowód na to, że z odpowiednio dużym budżetem można stworzyć coś innego, niż pierdyliard ekranizacji komiksów, o których nigdy wcześniej nie słyszeliśmy. Kontynuacja “Łowcy androidów” to film wytapetowany zajebistością i dobry prognostyk przed ekranizacją “Diuny” tegoż samego reżysera. No chyba że i tam ma zamiar obsadzić wokalistę “30 Seconds to Mars”.
Wydaje mi się, że oczekiwania recenzenta rozminęły sie z wizją reżysera i scenarzysty.
Dla mnie film okazał się bardzo dobrym widowiskiem.
Pozfrawiam
DK
PolubieniePolubienie
Rozumu? Seriously? Wszystko w tym filmie było przewidywalne, podane na tacy i przegadane …
PolubieniePolubienie
Ryan Gosling jako Paul Muad’Dib Atryda? W sumie to by się nadał. Bardziej mnie zastanawia jednak czy pierwsza „Diuna” ma w ogóle potencjał na film (poza potencjałem na ładne zdjęcia) – Lynchowi wyszło średnio, a równie niedoceniona wersja telewizyjna była niezła ale jednak dość nudna (kontynuacja skompilowana z dwóch kolejnych tomów była nawet jeszcze gorsza). Lepszym rozwiązaniem byłoby chyba zaczęcie od prequeli według powieści Herberta Jr i Andersona albo zrobienie wielowątkowego kilkunasto sezonowego serialu…
PolubieniePolubienie
Lynchowi wyszło średnio? Zawsze, gdy widzę taki komentarz – a widzę je często – muszę ingerować. 🙂 Przepraszam, ale „Diuna” Lyncha jest fantastycznym kinem. Być może należę do mniejszości, i chyba tak jest, ale Lynch zrobił z tą książką cudo (tak, podobają mi się nawet „magiczne moduły”). Doskonała adaptacja: świetne zdjęcia, fantastyczna scenografia, doskonałe aktorstwo w starym dobry stylu, nietuzinkowa muzyka Toto, nieziemski klimat już od pierwszych scen. Wybitne dzieło kina SF i kina w ogóle, moim skromnym zdaniem. Trudno będzie to powtórzyć, ale trzymam kciuki.
PolubieniePolubienie
Sorry. Ale Gosling jest o jakieś 10-15 lat za stary na rolę Paula Atrydy.
PolubieniePolubienie
czy tylko ja mam problem z przewijaniem tekstu w wersji mobilnej? cały czas skacze góra dół, tak jakby strona się odświeżała – pojawia się też pasek ładowania.
PolubieniePolubienie
Nie spotkałem się z takim zachowaniem. Na jakiej to przeglądarce?
PolubieniePolubienie
Przerost formy nad treścią. Blade Runner Rydley’a jest niedoścignionym wzorcem, z przesłaniem. Blade Runner 2049, to podobna muza i ładne zdjęcia, z naciskiem ładne, jak na epokę smartfonów przystało.
PolubieniePolubienie
Niestety, ale fabularnie ten film jest po prostu słaby. A te wymuszone twisty są tak przewidywalne, że nie da się być zaskoczonym. Postacie pozbawione są wewnętrznego napięcia, a potencjał jaki drzemie w świecie przedstawionym został zaprzepaszczony, bo ciągle podążamy za protagonistą, ale tak naprawdę nie wiemy jak żyje się w tym świecie. I po co jest taki długi? 90 minut wystarczyłoby na opowiedzenie tej historii. Scenograficzna maskarada ładnie udaje, że film to coś więcej, ale mnie nie udało się oszukać.
W następnej części pojawi się wątek walki pomiędzy nexusami. Nuda. Jeśli nie zrobią krótszej wersji to nie warto oglądać ponownie.
PolubieniePolubienie