Science fiction w sześciu wyrazach. Tylko

Większość z Was zna pewnie anegdotkę, która opiewa geniusz Ernesta Hemingwaya, potrafiącego w sześciu wyrazach opowiedzieć pełną emocji, poruszającą do głębi historię. „Na sprzedaż: dziecięce buciki, nigdy nienoszone”, czyli przypominające ogłoszenie gazetowe opowiadanie przypisywane Hemingwayowi prawdopodobnie nie zostało jednak napisane przez amerykańskiego prozaika, tylko w istocie zaczerpnięte z jednej z gazet publikowanych w latach 20. XX wieku. Renoma pisarza jest jednak tak duża, że podobnie jak Markowi Twainowi i Oscarowi Wilde’emu, także autorowi „Pożegnania z bronią” również przypisuje się różne powiedzonka. Ja jednak nie o tym. Chociaż też w sześciu słowach. Czytaj dalej „Science fiction w sześciu wyrazach. Tylko”

Gdyby science-fiction było bardziej science, niż fiction

Wszyscy doskonale to znamy. Oglądamy bądź czytamy dzieło będące przedstawicielem gatunku science-fiction i nachodzą nas wątpliwości, które z fragmentów to faktycznie nauka, a które czysta fikcja. Zdarza się też, że tak naprawdę większość tego science, to nic innego jak fiction właśnie, ale przez sympatię do X muzy staramy się przymknąć oko na naciągany scenariusz. Są jednak tacy, którzy tego nie potrafią. I bardzo zgrabnie pokazują, jak wyglądałyby wątki popularnonaukowe, gdyby wyciąć z nich część popularną właśnie. Czytaj dalej „Gdyby science-fiction było bardziej science, niż fiction”

50 książek, które musicie przeczytać

By być tak zajebiści (i skromni) jak ja.

Co tu dużo mówić – nie lubię internetowych łańcuszków, a ostatnia moda na chlastanie się zimną wodą, chociaż w założeniu w szczytnym celu, wprowadziła mnie w stan skrajnego zażenowania. To, co miało zwrócić uwagę na problemy ludzi dotkniętych nieuleczalną chorobą, bardzo szybko zamieniło się w gonitwę pozbawionych skrupułów PR-owców, którzy nawet na stwardnieniu zanikowym bocznym potrafili dla swoich podopiecznych zbić odpowiedni kapitał. Z drugiej strony, tak jak nie podoba mi się wiralowy szum związany z ALS, tak nową świecką tradycję dzielenia się spisem lektur ulubionych uważam za rzecz niezwykle wręcz budującą. Chociaż i tu niektórzy jakby na siłę starają się błysnąć nieco fałszywą erudycją, często miast pozycji, które faktycznie wpłynęły w jakiś sposób na ich osobowość (życie?), wpisując „dzieła” twórców znanych tylko w kręgach prenumeratorów kwartalników literackich. Czytaj dalej „50 książek, które musicie przeczytać”

Niechciane bestsellery, czyli książkowe arcydzieła, które nie mogły znaleźć wydawcy

Bycie pisarzem to nie bajka, a na pewno nie w przypadku pierwszych prób zaistnienia na rynku. Przekonało się o tym wielu autorów, z których zdecydowana większość poddała się po kilku starciach z wydawnictwami, niezainteresowanymi publikacją ich pisanych po nocach dzieł. Jedynie wytrwali, albo ci obdarzeni wystarczającą dawką tupetu, ostatecznie przekonali do siebie odpowiednie osoby i spełnili marzenia o literackiej sławie.

Bardzo często niewiele brakowało jednak, by klasyczne (czy kultowe) dziś powieści nigdy nie trafiły na sklepowe półki, a ich autorzy odeszli w zapomnienie, zauważeni jedynie przez członków swoich rodzin. Spróbujcie wyobrazić sobie literaturę bez „Diuny” Herberta, „Wojny światów” Wellsa czy „Folwarku zwierzęcego” Orwella. Ja nie potrafię, nie chcę i z rozpaczą przyjmuję do wiadomości, że poniższe arcydzieła i bestsellery był bliskie schowania do szuflady. Czytaj dalej „Niechciane bestsellery, czyli książkowe arcydzieła, które nie mogły znaleźć wydawcy”