Widzieliście te obrazy setki razy, ale nie wiedzieliście, że… to obrazy

Zanim do tworzenia efektów specjalnych zaczęli być zaprzęgani specjaliści od tworzenia grafiki komputerowej i trójwymiarowej animacji, filmowa magia musiała powstawać praktycznie za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Bo jak inaczej nazwać malarski pędzel w dłoni uzdolnionego artysty, który kilkoma jego pociągnięciami potrafił wykreować nie tylko daną scenę, ale niejednokrotnie cały świat przedstawiony?

Owszem, filmowcy w poszukiwaniu scenografii udawali się nieraz w najdalsze zakątki naszego globu, jednak kiedy nie znajdywali tego, co było im w danej historii potrzebne (albo nie chcieli zbytnio nadwyrężać budżetu, konstruując widowiskowe scenografie), praktycznie pierwszym kołem ratunkowym, którego się chwytali, było skorzystanie z usług malarzy, specjalizujących się w tzw. matte painting. Czytaj dalej „Widzieliście te obrazy setki razy, ale nie wiedzieliście, że… to obrazy”

Nie taki Photoshop straszny, jak go malują

Nie ma na świecie drugiej takiej aplikacji. Z jednej strony kochana (przez grafików), z drugiej nienawidzona (głównie przez feministki i mężczyzn, którzy mieli kontakt z kobietami nieposiadającymi rozszerzenia .jpg), a z trzeciej tak niesamowita, że to, co za jej pomocą można osiągnąć, jest niemal nie do odróżnienia od magii (parafrazując trzecie prawo Arthura C. Clarke’a). O potędze Photoshopa świadczy też m.in. to, że już w pierwszej swojej wersji był w stanie uchronić drugą, najlepszą część „Terminatora” przed efektowną klapą. Wiele wskazuje na to, że bez programu firmy Adobe „Dzień sądu” byłby równie śmieszny co Ministerstwo Głupich Kroków Monty Pythona. Czytaj dalej „Nie taki Photoshop straszny, jak go malują”

Podejdźcie bliżej, chcę zniszczyć Wam dzieciństwo

Zadziwiające, że już po kilku latach efekty specjalne używane w „nowych” filmach rzucają się w oczy, podczas gdy magia kina stosowana jeszcze kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat temu potrafi przetrwać próbę czasu. Kiedy nie było komputerów (albo były używane jedynie jako zamienniki kalkulatorów), potrzebną scenografię trzeba było albo namalować (matte painting), albo przygotować w wersji zminiaturyzowanej, by umiejętnie ją potem filmując zaoszczędzić często setki tysięcy dolarów na wynajmowaniu kosztownych lokacji.

Miniaturowe plany zdjęciowe są co prawda stosowane nawet w czasach obecnych (głównie przez reżyserów, chcących ustrzec się bijącej z ekranu sztuczności), ale dzieje się to na tyle rzadko, że informacje o tym szybko zdobywają serca miłośników kina na całym świecie. A szkoda, bo jakość ich wykonania jest powalająca, czego świadkiem byliście już w dzieciństwie, oglądając ze szczękopadem różne kultowe produkcje. Czytaj dalej „Podejdźcie bliżej, chcę zniszczyć Wam dzieciństwo”

Kulisy tworzenia kostiumu inżyniera "Prometeusza"

Powiedzmy sobie szczerze – powrót Ridleya Scotta do uniwersum „Obcego” może nie okazał się niewypałem, ale mógł być zdecydowanie lepszy, zwłaszcza w sferze scenariuszowej. Zdjęciom, muzyce i efektom specjalnym nie można zbyt wiele zarzucić, a jedyną rzeczą, do której moglibyśmy się przyczepić to postaci inżynierów, które zamiast dostojeństwa i majestatu swoim wyglądem wywoływały na twarzach widzów uśmiechy politowania.

Myli się jednak ten, który twierdzi, że przygotowanie ich kostiumów i makijażu było zadaniem łatwym. Każdego dnia aktorzy wcielający się w szaro-burych gigantów przechodzili wielogodzinne zabiegi zmieniające ich wygląd, tak aby w obiektywie kamery odpowiadać wyobrażeniom reżysera i scenarzystów. Przekonać się o tym możecie oglądając zdjęcia zamieszczone poniżej.

Czytaj dalej „Kulisy tworzenia kostiumu inżyniera "Prometeusza"”

Jak wyglądałyby filmy bez efektów specjalnych?

Jednym z najbardziej zasłużonych Oscarów na tegorocznej gali była z pewnością statuetka dla twórców efektów specjalnych pracujących przy „Życiu Pi” Anga Lee. Jednym z największych skandali była natomiast udana próba zagłuszenia przemowy, którą laureaci chcieli zwrócić uwagę na problemy specjalistów od cyfrowej magii, w tym studia Rhytm & Hues, które mimo wyróżnienia prestiżową nagrodą… zbankrutowało kilka tygodni wcześniej.

Branża VFX przeżywa spory kryzys, o którym szerzej możecie przeczytać m.in. w serwisie motionfreaks.pl (CZYTAJ: Efekty specjalne na bruku) i wiele osób postanowiło zwrócić uwagę widzów na ich aktualne problemy. Świetną okazją mogła być właśnie gala oscarowa, jednak ani nagrodzonym magikom, ani reżyserowi filmu nie udało (a Angowi Lee nie chciało) się poruszyć frapującej kwestii. Na szczęście dość szybko obudzili się internauci, którzy rozpoczęli akcję podkreślania zasług twórców efektów specjalnych w różnych serwisach społecznościowych.

Przy okazji powstał też prosty w założeniu, ale bardzo interesujący w treści blog na tumblerze, który prezentuje zakulisowe zdjęcia z różnych produkcji, jeszcze przed nałożeniem teł, postaci i innych niewidocznych gołym okiem poprawek. Jeśli kiedyś zastanawialiście się, jak wyglądałyby filmy bez efektów specjalnych, to Before VFX jest miejscem w sam raz dla Was.

Czytaj dalej „Jak wyglądałyby filmy bez efektów specjalnych?”

Zakulisowo w Industrial Light & Magic

Pierwszym i jak na razie jedynym twórcą efektów specjalnych, który doczekał się swojej gwiazdy w Hollywoodzkiej Alei Sławy jest ośmiokrotny laureat Oscara w tej dziedzinie, Dennis Muren. To właśnie on walnie przyczynił się do powstania takich arcydzieł kina rozrywkowego jak „Jurassic Park„, „Terminator 2„, „Poszukiwacze zaginionej Arki„, „Imperium kontratakuje” oraz „E.T.„.

Pod koniec 2010 roku Vanity Fair przygotowało na temat pracy Murena specjalną galerię, w której znalazły się unikatowe zakulisowe zdjęcia z pięciu wymienionych powyżej filmów. Siedem fantastycznych fotografii prezentujących proces powstawania wciąż zdumiewających efektów specjalnych zdecydowałem się skraść do siebie. Możecie je oglądać poniżej (w większej rozdzielczości znajdziecie je na stronach VF). Czytaj dalej „Zakulisowo w Industrial Light & Magic”