21 rzeczy, których nie wiedzieliście o "Powrocie do przyszłości"

22 listopada 2013 roku przypada dokładnie niezbyt okrągła 24 rocznica premiery drugiej części „Powrotu do przyszłości”, która w założeniu miała nigdy nie powstać. Zaskoczeni niesamowitym sukcesem pierwszego filmu twórcy (przez 11 tygodni był na czele amerykańskiego box office’u) postanowili zająć się kontynuacją, zwłaszcza że pozostawili sobie szeroko otwarte wrota do jej nakręcenia. Nie chcąc zachwiać kontinuum czasoprzestrzennego, dość przewrotnie nie będę dzisiaj pisał o niej, lecz zajmę się rozkładaniem na czynniki pierwszej odsłony przygód Marty’ego McFly’a, która w kinach pojawiła się trochę ponad 4 lata wcześniej. Kto mi zabroni? Czytaj dalej „21 rzeczy, których nie wiedzieliście o "Powrocie do przyszłości"”

Gdyby historia świata była filmem… które dziury fabularne byłyby nie do wybaczenia?

Jak często siedząc przed dużym czy małym ekranem pomstowaliście na naciągany, kiepski scenariusz, którego największą słabością były dziury fabularne częstokroć większe od tej polskiej, budżetowej? Prawdopodobnie scenariusz nie musiał być nawet kiepski, ale wystarczyło niedopatrzenie osoby za niego odpowiedzialnej, by cały ciąg przyczynowo skutkowy (i rykoszetem również Was) szlag trafił. Okazuje się, że podobne niedoskonałości scenariusza pisanego przez życie z łatwością wskazać wertując podręczniki do historii. Albo znając elementarne jej podstawy. Czytaj dalej „Gdyby historia świata była filmem… które dziury fabularne byłyby nie do wybaczenia?”

Podejdźcie bliżej, chcę zniszczyć Wam dzieciństwo

Zadziwiające, że już po kilku latach efekty specjalne używane w „nowych” filmach rzucają się w oczy, podczas gdy magia kina stosowana jeszcze kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat temu potrafi przetrwać próbę czasu. Kiedy nie było komputerów (albo były używane jedynie jako zamienniki kalkulatorów), potrzebną scenografię trzeba było albo namalować (matte painting), albo przygotować w wersji zminiaturyzowanej, by umiejętnie ją potem filmując zaoszczędzić często setki tysięcy dolarów na wynajmowaniu kosztownych lokacji.

Miniaturowe plany zdjęciowe są co prawda stosowane nawet w czasach obecnych (głównie przez reżyserów, chcących ustrzec się bijącej z ekranu sztuczności), ale dzieje się to na tyle rzadko, że informacje o tym szybko zdobywają serca miłośników kina na całym świecie. A szkoda, bo jakość ich wykonania jest powalająca, czego świadkiem byliście już w dzieciństwie, oglądając ze szczękopadem różne kultowe produkcje. Czytaj dalej „Podejdźcie bliżej, chcę zniszczyć Wam dzieciństwo”

Chińczycy wyprodukują wszystko. Nawet białych aktorów

Kiedy na teatralnych deskach w starożytnej Grecji pojawiała się postać kobieca, wszyscy wiedzieli, że wciela się w nią mężczyzna – płeć piękna nie miała wstępu na scenę. Kiedy w 1961 roku na ekrany weszła adaptacja „Śniadania u Tiffany’ego”, w rolę Japończyka I.Y. Yunioshiego wcielił się Amerykanin Mickey Rooney, czym wywołał niemałe kontrowersje. Kiedy Bareja szukał odtwórcy roli Krashana Bhamaradżanga, mieszkającego w Warszawie studenta z Syjamu ze „Zmienników”, przemalował twarz Piotra Pręgowskiego, tworząc jedną z najbardziej udanych postaci komediowych. A co robili Chińczycy, kiedy potrzebowali w swoich filmach aktorów z Zachodu, a tacy nie byli niestety na wyciągnięcie ręki reżimu? Pewnie domyślacie się już odpowiedzi – to samo. Czytaj dalej „Chińczycy wyprodukują wszystko. Nawet białych aktorów”

Planujesz zarwać noc? GIFy grozy są dla Ciebie

Satysfakcja gwarantowana albo zwrot treści żołądka” – miałem dopisać w tytule tego wpisu, ale uznałem, że i tak jest wystarczająco tabloidowy (o zgrozo!), a dodatkowe kilka wyrazów wydłużające go do dość pokaźnych rozmiarów za zbyt sloganowe. Przed dopisaniem go do wstępu nie miałem już takich oporów i tak oto rozpocząłem ostatni horrorowy wpis w październiku – najbliższych kilkuset dni czytelnicy o słabych nerwach nie muszą się więc obawiać. Chyba. Czytaj dalej „Planujesz zarwać noc? GIFy grozy są dla Ciebie”

30 filmów, które w całości możesz obejrzeć na YouTube

Zamiast tysiąca słów, dzisiaj będzie Wam musiało wystarczyć 30 obrazów. (I nie, nie piszę tutaj o malarstwie renesansowym, tylko o zbyt często i nachalnie używanym synonimie słowa „film”.) A wszystko dlatego, że natrafiłem na zestawienie czterdziestu pięciu produkcji, które umieszczono w serwisie YouTube (całe filmy) i, jak dotąd, nikt nie pofatygował się zgłosić do usunięcia. Można je więc obejrzeć (albo przypomnieć sobie) legalnie, zastępując tym samym codzienny rytuał siadania przed odbiornikiem telewizyjnym i trawieniem tego, co niestrawne. Szukasz na YouTube całych filmów? Ten wpis jest dla Ciebie. Czytaj dalej „30 filmów, które w całości możesz obejrzeć na YouTube”

8 zwrotów w akcji, których zabrakło w kultowych filmach

Spędzając czas w kinowym fotelu lub na sofie (ostatnio sprzedanej) przed telewizorem, często nachodzi mnie chęć poprawienia filmu, który w sumie poprawienia nie wymaga. Nie wiem skąd wzięła się u mnie chęć cięcia, skracania, przestawiania scen, zmiany ścieżki dźwiękowej i innych rzeczy, za które reżyser danej produkcji wysłałby mnie na szafot. Wszystko da się prawdopodobnie wytłumaczyć moją upierdliwością, chociaż osobiście upatruję w tym kompletnie irracjonalną chęć poprawiania świata i zdobycia nad nim władzy. Nie pytajcie.

Zdarza mi się też dywagować nad pewnymi aspektami fabularnymi, co przejawia się nieraz dość obłąkanymi teoriami, sprowadzającymi się do wymyślania dodatkowych sekwencji wywracających scenariusz do góry nogami lub całkowicie zmieniającymi ton opowiadanej historii. Jakie było moje zaskoczenie, gdy przeglądając jeden z niedawnych wątków w serwisie Reddit natrafiłem na grupę osób, które robią dokładnie to samo. No może nie dokładnie, tylko zdecydowanie lepiej, dlatego też postanowiłem Wam zaprezentować ich możliwości. Czytaj dalej „8 zwrotów w akcji, których zabrakło w kultowych filmach”

O tym jak jedna książka zabiła amerykańskie kino

Wiele osób chodzących do kina zauważyło pewnie, że letnie blockbustery są strasznie powtarzalne. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę, iż ta powtarzalność tylko pośrednio jest wynikiem lenistwa, a znacznie częściej pragmatycznym korzystaniem z jednego, sprawdzonego i złotego przepisu na idealne wakacyjne kino. Przepisu, który kartka po kartce opisuje co powinno dziać się w scenariuszu, tak aby widz był zadowolony, a hajs się zgadzał.

Skąd go wziąć? Z książki „Uratuj kota, czyli ostatnia książka o scenopisarstwie jakiej kiedykolwiek będziesz potrzebować” Blake’a Snydera. Zdaje się, że jej tytuł Hollywood potraktowało bardzo dosłownie, gdyż w sezonie letnim praktycznie nie znajdziemy już produkcji, która nie korzystałaby z tego genialnego w swej prostocie przewodnika. A przynajmniej tak twierdzi Peter Suderman, redaktor magazynu Slate, wieszczący w artykule „Save the Movie!” upadek amerykańskiej kinematografii. Czytaj dalej „O tym jak jedna książka zabiła amerykańskie kino”

Recycling kostiumów filmowych, czyli nie tylko biedni i hipsterzy chodzą do lumpeksów

Podczas oglądania filmów i seriali niejednokrotnie pewnie ogarniało Was dziwne uczucie, że to, co pojawia się na ekranie gdzieś już widzieliście. Jak się okazuje, figla nie płata Wam w tym wypadku umysł, a wrażenie bez dwóch zdań noszące znamiona déjà vu jest wywołane skądinąd popularnym w show-biznesie pożyczaniem od siebie nie tylko pomysłów na fabułę, ale też scenografii (casus opisywanej jakiś czas temu wieży zegarowej z „Powrotu do przyszłości”) oraz kostiumów.

To, że dwie postacie z kompletnie różnych filmów pojawiają się na ekranie w tym samym kostiumie, podyktowane jest najczęściej nie tyle lenistwem kostiumologa (choć i takie przypadki się zdarzają), a ograniczonym budżetem danej produkcji. Nawiązując do tytułu tego wpisu, tak jak widzowie nie wszystkie ubrania kupują w galeriach czy sieciówkach, tak i twórcy filmowi w celu zrealizowania swojej wizji zamiast zatrudniać krawców, od czasu do czasu zmuszani są do ubierania swoich postaci w ciuchy używane. Skąd je biorą? Czytaj dalej „Recycling kostiumów filmowych, czyli nie tylko biedni i hipsterzy chodzą do lumpeksów”

Za kulisami: Jurassic Park (Park Jurajski)

Jakiś czas temu Telewizja Polska poszła wreszcie po rozum do głowy i postanowiła wyemitować dobry film o przystępnej porze. Co prawda seans „Parku Jurajskiego” został opóźniony przez dogrywkę jakiegoś nieistotnego meczu piłkarskiego, ale skoro na „ożywienie” dinozaurów czekaliśmy 65 milionów lat, można było poczekać tę godzinkę dłużej. W każdym razie, arcydzieło kina przygodowego spod ręki Stevena Spielberga w tym roku obchodzi swoje 20-lecie i, co zaskakujące, nie zestarzało się nawet odrobinę! Komputerowe i animatroniczne efekty specjalne, które zachwycały nas w latach 90. wciąż robią kolosalne wrażenie i, w przeciwieństwie do wielu innych kultowych produkcji, nie sprawiają wrażenia sztuczności.

Po zakończeniu nie-zliczę-już-którego seansu „Jurassic Park” poprosiłem znajomego o użyczenie mi czteropłytowego wydania kolekcjonerskiego, aby sprawdzić jak ekipie Spielberga udało się dokonać tego, z czym problem mają inni filmowi rzemieślnicy, pomimo posiadania częstokroć kilkukrotnie większego budżetu. Jeśli tak jak ja nie posiadacie wspomnianej edycji, zachęcam do zapoznania się poniższymi zdjęciami, materiałami wideo i okazyjnym komentarzem tekstowym, zdradzającym to co działo się za kulisami. Czytaj dalej „Za kulisami: Jurassic Park (Park Jurajski)”