Wrzucasz zdjęcia jedzenia na Insta? Ten gość poszedł o krok dalej

Z Instagrama, jak pewnie wiecie, korzystam raczej sporadycznie (acz ostatnio, trochę ze względu na zawodowe zobowiązania, musiałem przysiąść w nim na dłużej), ale zauważyłem (i chyba zgodzicie się ze mną), że jedną z jego największych wad jest zatrzęsienie zdjęć prezentujących głównie spożywane przez jego użytkowników posiłki. Dlatego wielką radość sprawiły mi zdjęcia pewnego Japończyka, który podchodzi do nich… z nieco innej strony. Czytaj dalej „Wrzucasz zdjęcia jedzenia na Insta? Ten gość poszedł o krok dalej”

Owoce jeszcze nigdy nie były tak odrażające

Jako że jestem istotą zaiste wszystkożerną, zawsze zastanawiało mnie jak to jest mieć alergie na jeden z rodzajów spożywanego pokarmu. Jak dotąd nie mogłem sobie wyobrazić, że coś absolutnie dla mnie zwyczajnego (ale smacznego), może u innych budzić nie tylko strach (przed reakcją alergiczną właśnie), ale też odrazę. Piszę „jak dotąd”, gdyż dziś przekonałem się, iż odruch wymiotny można wywołać zaledwie kilkoma żłobieniami łyżki. Już nigdy nie spojrzę na owoce w ten sam sposób. Czytaj dalej „Owoce jeszcze nigdy nie były tak odrażające”

Rozmiar ma znaczenie. Przynajmniej dla nagiej kobiety

I nie tylko.

Jak długo można się cieszyć najmniejszą, a jednocześnie najwierniej oddającą kobiece kształty rzeźbą w historii? Brytyjski pół-tabloid twierdzi, że tylko tyle czasu, ile zajmuje wynajętemu fotografowi wykonanie jej zdjęcia. Właśnie tak długo wytrzymało dzieło brytyjskiego rzeźbiarza, ku przerażeniu którego przestało istnieć dosłownie w kilka chwil po ukończeniu. Moment po wykonaniu zdjęć dokumentujących zdumiewający efekt wielomiesięcznej pracy nieostrożny pracownik laboratorium przypadkiem dokonał jego całkowitej destrukcji. Dotknięciem swojego palca. Czytaj dalej „Rozmiar ma znaczenie. Przynajmniej dla nagiej kobiety”

41 lat temu postanowił zbudować żyjące miasto. Z wykałaczek

Wielu czytelnikom historia Scotta Weavera i jego hołdu dla San Francisco może wydawać się znajoma – o jego zdumiewającym dziele było głośno już w 2009 roku, kiedy po 35 latach pracy pokazał światu dzieło, nad którym pracę rozpoczął w wieku 14 lat. Z trudem można było wówczas znaleźć osobę, która nie ściągałaby czapki z głowy widząc zwieńczenie tytanicznego, trwającego ponad 3 tysiące godzin wysiłku. Jego kinetyczna pseudo-makieta była tak oszałamiająca, że  trafiła do Muzeum Amerykańskiej Sztuki Wizjonerskiej, ale z chwilą, kiedy zamknięto ją za jego bramami, pamięć o drewnianej konstrukcji zaczęła słabnąć. Dziś jednak odżyje na nowo. Czytaj dalej „41 lat temu postanowił zbudować żyjące miasto. Z wykałaczek”

10 lat kuł i rzeźbił jaskinię na pustyni. Efekt jego pracy powala

Tu na KWP wielokrotnie już udowadniałem, że jestem osobą nieco zbyt prędko wpadającą w zachwyt, a ponadto mającą dość irytującą skłonność do przesady. Często w przypływie entuzjazmu nazywałem w sumie dość kiepskie przejawy artyzmu prawdziwa sztuką, a dzieła maksymalnie średnie obwoływałem wręcz arcydziełami. Tym razem jednak, nawet ten ostatni rzeczownik wydaje się niewystarczająco mocny, by opisać to, czego przez 10 lat dokonał jeden tylko człowiek. Mając za towarzysza jedynie psa.

Czytaj dalej „10 lat kuł i rzeźbił jaskinię na pustyni. Efekt jego pracy powala”

Wyjątek, który potwierdza regułę. Chociaż wcale nie musi

Zazwyczaj takie rzeczy umieszczam tylko w sieciach społecznościowych podległych konglomeratowi, jakim jest KWP, ale tym razem postanowiłem zrobić wyjątek. Może z tego względu, że dziś jest sobota, może też z tego, że coś tak ogromnego zasługuje na nieco więcej szacunku, zwłaszcza że zrodziło się siłą rąk naszego węgierskiego bratanka w samym centrum jego ojczyzny. Czytaj dalej „Wyjątek, który potwierdza regułę. Chociaż wcale nie musi”

Niektórzy nie wiedzą, kiedy powiedzieć dość. I bardzo dobrze

Ku mojemu sporemu zaskoczeniu najpopularniejszym wpisem w historii KWP nie jest żadna z zajebistych, drobiazgowo opisanych ciekawostek czy artykuły na kilkadziesiąt tysięcy znaków, ale jedna z szybkich wrzutek, sprokurowana w chwilę po odkryciu inspiracji gdzieś w odmętach internetu. Mówię tu oczywiście (dla mnie) o wpisie, w którym ze zdziwieniem odkryłem, że w rzeźbiarstwie nie widziałem jednak wszystkiego, a olśnienia dostałem po zobaczeniu fenomenalnych prac Maskulla Lasserre’a. To ten Kanadyjczyk, który potrafi rzeźbić w wieszakach, deskach do krojenia i pianinach w tak zapierający dech w piersiach sposób, że prawie trzy tysiące osób postanowiło kliknąć przy wpisie o jego dziełach przycisk „lubię to”. Ciekawe, ile osób kliknie tym razem, kiedy zdadzą sobie sprawę, że Lasserre po raz kolejny przeszedł samego siebie. Czytaj dalej „Niektórzy nie wiedzą, kiedy powiedzieć dość. I bardzo dobrze”

To właśnie dlatego nie zostałem milionerem. Tak mniej więcej

Nigdy nie kręciło mnie klejenie kartonowych modeli dodawanych do gazet czy malowanie żołnierzyków, krasnoludów, elfów czy innego buractwa, charakterystycznego dla świata fantasy. Nie żebym nie podziwiał końcowego efektu takich prac, ale do ludzi cierpliwych w dzieciństwie raczej nie należałem. Bo jak tu być cierpliwym, kiedy w gałę haratać chciała połowa podwórka, a farbki i pędzelki szanującemu się chłopczykowi ze wsi (dzieciństwo spędzone z dala od miasta to rzecz zaiste wspaniała) kojarzyły się, żeby nie wpaść w homofobiczny ton, głównie z babskim pindrzeniem? Wszystkie więc otrzymywane od rodziców „składanki” prędzej czy później lądowały w koszu (po dłuższej chwili namysłu, postanowiłem usunąć stąd miejsce, gdzie jeszcze zdarzało im się trafiać). A mogłem zostać milionerem. Czytaj dalej „To właśnie dlatego nie zostałem milionerem. Tak mniej więcej”

Myślałem, że w rzeźbiarstwie widziałem już wszystko. A potem zobaczyłem to

Rzeźbienie w kawałku drewna, monecie, która wyszła już z obiegu (lub nie), artystyczne niszczenie książek czy lepienie repliki Wenus z Milo z odchodów – to wszystko już widzieliśmy. Kolejne przykłady wzbudzały mój (i, patrząc na statystyki, Wasz) mniej lub większy entuzjazm, a ogólne wrażenie z poznawania i prezentowania kolejnych materiałów, w których można dłubać wskazywało, że w tej kwestii raczej nie da się powiedzieć wiele nowego. Jak się okazuje, dość szybko znalazł się ktoś, kto nie wiedział, że się nie da. I zrobił coś, co zaskoczyć może nawet największych w tej kwestii sceptyków. Czytaj dalej „Myślałem, że w rzeźbiarstwie widziałem już wszystko. A potem zobaczyłem to”

Drewniany papier już widzieliście. A znacie papier… gumowy?

Jeszcze dwa tygodnie temu niezdrowo ekscytowałem się niesamowitymi rzeźbami Randalla Rosenthala, tymczasem w tym samym, hmm, czasie w internecie furorę robił inny współczesny artysta, którego naród z papierem jest za pan brat od blisko dwóch tysięcy lat. I jeśli w tym momencie zamierzacie przerwać czytanie tego wpisu (bo cóż może być ciekawego w spilśnionej na sicie masie włóknistej pochodzenia organicznego?), to ominie Was rzecz zaiste zdumiewająca. Przesadzam? Nie sądzę. Czytaj dalej „Drewniany papier już widzieliście. A znacie papier… gumowy?”