Spadajcie na drzewo

Tytuły takie jak powyższy rodzą się na skutek odnajdywania rzeczy tak zachwycających, iż brakuje pomysłów, by streścić je w kilku słowach czy też zamknąć w zachęcającym do kliknięcia tytule. A zachęta jest jednak potrzebna, bo gdybym miał zamiast powyższego wstawić „najpiękniejsze artystyczne pro-ekologiczne instalacje z wykorzystaniem drzew”, niniejszy wpis zobaczyłbym tylko ja oraz przypadkowy anarchista z Greenpeace, natrafiwszy na niego w poszukiwaniu instrukcji efektywnego przykuwania się do koparki. A jest tu, zaprawdę powiadam Wam, zdecydowanie więcej. Czytaj dalej „Spadajcie na drzewo”

Mają rozmach. Sami wiecie kto

Są reklamy, które frustrują tak mocno, jak głos półfinalistki polskiego X Factora. Są kampanie, które potrafią dogłębnie wstrząsnąć oglądającym. Są spoty, które mogą pretendować do dzieła sztuki. Są też formy, które swoim rozmachem przebijają wszystko, co do tej pory w świecie marketingu widzieliśmy. Do tych ostatnich z pewnością należy sposób, w jaki promuje swoją wystawę jedna z amerykańskich instytucji kulturalnych. Czytaj dalej „Mają rozmach. Sami wiecie kto”

O jednym takim, co nie wiedział, że się nie da

Nie zliczę już razy, kiedy pisałem na KWP, że prawdopodobnie już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Nie zliczę też momentów, kiedy okazywało się, iż bardziej mylić się nie mogłem. W czasach, kiedy swoją sztuką za pomocą internetu może pochwalić się każdy, nie wypada posługiwać się hiperbolą zamykającą się w słowach „nic bardziej kreatywnego już nikt nie wymyśli”. Nie wypada, bo zawsze znajduje się ktoś, kto nie wie, że się nie da i swoim pomysłem znienacka zadziwia niemal wszystkich. Tak jak teraz. Czytaj dalej „O jednym takim, co nie wiedział, że się nie da”

Uważaj. Źle się ustawisz, to nie zobaczysz

Nie przypuszczałem, że poprzedni tekst o anamorfozie będzie się cieszyć takim zainteresowaniem (pytanie, czy to kwestia przegiętego tytułu, za który spadła na mnie odrobina krytyki, pozostawię bez odpowiedzi), ale fakt, że liczne grono czytelników wyraziło zachwyt dziełami tworzących obecnie artystów pozwala sądzić, że z kondycją sztuki współczesnej nie jest tak źle, jak wielu z nas sądzi. Żeby podtrzymać to napawające optymizmem złudzenie, dzisiaj zaprezentuję prace, które również wykorzystują technikę celowej deformacji obrazu, ale dla osiągnięcia innego, ale równie zdumiewającego efektu. Czytaj dalej „Uważaj. Źle się ustawisz, to nie zobaczysz”

Jeśli do końca roku mielibyście kliknąć tylko raz, klikajcie to

Czasami w ręce wpadają mi tak niesamowite rzeczy, że brakuje słów (i inteligencji, nie ukrywajmy), by w kilku zdaniach oddać ich zjawiskowość, a jednocześnie już na wstępie nie zanudzić czytelników KWP albo zbyt zdawkowym, albo zbyt skomplikowanym opisem technik ich wykonania. To co za chwilę zobaczycie, to właśnie jedno z takich znalezisk. Zaprawdę powiadam Wam, z Waszych gardeł już za kilka chwil wydobędą się okrzyki wulgarnego entuzjazmu. Czytaj dalej „Jeśli do końca roku mielibyście kliknąć tylko raz, klikajcie to”

Dwulatka czy jej matka? Jak z bohomazu zrobić dzieło sztuki

Albo odwrotnie.

Kiedy wrzuciłem dzisiaj grafikę z nagłówka na Facebooka, nie spodziewałem się, że wzbudzi tak duże zainteresowanie. Okazuje się jednak, że współpraca dwuletniej dziewczynki i jej matki (która, nie wiedzieć czemu, uważa że potrafi malować lepiej) tak bardzo rozochociła czytelników do komentowania i udostępniania, że nie wypadało nieco poszerzyć tego tematu. Co też niniejszym czynię.

Czytaj dalej „Dwulatka czy jej matka? Jak z bohomazu zrobić dzieło sztuki”

Patrz uważnie. Widzisz? To dopiero sztuka

Moim celem jest namalowanie liczącego 14 milionów mieszkańców miasta na ludzkim włosie” – autora takiej deklaracji można wziąć albo za geniusza, albo zakochanego w swoich umiejętnościach snoba. W przypadku Hasana Kale’a z całą pewnością mamy do czynienia z tym pierwszym, ale posiadającym najważniejszą cechę drugiego – zaiste niesamowicie rozwinięty warsztat, dzięki któremu buńczuczne zapowiedzi nie brzmią jak słowa fantasty. Bo skoro artysta potrafi namalować obraz na łupince orzecha, główce od zapałki czy motylim skrzydle, to czy zarys Stambułu na „płótnie” grubości jednej dziesiątej milimetra jest dla niego czymś niemożliwym? Czytaj dalej „Patrz uważnie. Widzisz? To dopiero sztuka”

Beksiński nie żyje, ale ma się dobrze

W tym roku przypadła 85 rocznica urodzin jednego z najsłynniejszych współczesnych polskich malarzy, którego fantastyczne (w wielu znaczeniach tego słowa) malarstwo pobudzało (i wciąż pobudza) wyobraźnię ludzi na całym świecie. Jego naznaczone rodzinnymi tragediami życie miało duży wpływ na tematykę prac, a w związku z nieustannym flirtem ze śmiercią mówi się, że stał się prorokiem własnej, tragicznej. Zdzisław Beksiński malował do samego końca – nawet wtedy, kiedy otrzymywał siedemnaście ciosów nożem, był w trakcie tworzenia kolejnego dzieła. Gdyby nie tragiczne wydarzenia z lutego 2005 roku, prawdopodobnie moglibyśmy oglądać jeszcze wiele jego niesamowitych prac. Na szczęście swojego charakterystycznego stylu nie zabrał do grobu. Jego duchowy spadkobierca kontynuuje to, z czego genialny artysta był najbardziej znany. Co więcej, osiągnął już taki poziom, że niemal mu dorównuje. Czytaj dalej „Beksiński nie żyje, ale ma się dobrze”

W uczciwy tytuł tego wpisu nikt by nie kliknął. Zostawię więc taki

Kilka lat temu firma Adobe zorganizowała w Wielkiej Brytanii mały konkurs dla studentów, w którym można było wygrać 10 tysięcy funtów za umiejętne przeniesienie klasycznego obrazu do współczesności tylko za pomocą fotografii. Ci ciekawe pomysłodawcy przedsięwzięcia postawili jeden warunek – nie można było wykonanych fotografii w żaden sposób retuszować, dyskwalifikując wszystkich, którzy sięgnęli m.in właśnie stworzony przez nich kombajn graficzny – Photoshopa. Paradoks, powiecie. Ale w tym zaprzeczającym prawom marketingu szaleństwie (te prawa marketingu to sobie oczywiście wymyśliłem, bo czemu nie?) była metoda. Czytaj dalej „W uczciwy tytuł tego wpisu nikt by nie kliknął. Zostawię więc taki”

Gigantyczne, ale ulotne arcydzieła – kilka godzin i do piachu

Chociaż jeszcze niedawno pomstowałem na łajno, które reklamuje się jako sztukę nowoczesną, potrafię docenić coś co faktycznie zasługuje nie tylko na takie miano, ale też na podziw wszystkich jej znawców oraz ludzi nie mającej o niej zielonego pojęcia. Z dziełami Andresa Amadora, amerykańskiego artysty, który upodobał sobie tworzenie na opuszczonych plażach, jest jednak pewien problem – jego prace są tak gigantyczne, że w całej okazałości można je podziwiać jedynie z naprawdę dużej wysokości, a przy tym tak nietrwałe, że w pierwotnej formie nie kupiłaby ich żadna galeria świata. Zaintrygowani?
Czytaj dalej „Gigantyczne, ale ulotne arcydzieła – kilka godzin i do piachu”