„Pierścienie Władzy” to największe rozczarowanie roku i najpiękniejsza klęska w historii

Po zakończeniu ostatniego sezonu „Gry o tron” doszedłem do wniosku, że chyba już wystarczy w moim życiu seriali fantasy. Zawód, jaki przeżyłem po latach śledzenia losów bohaterów książek George’a R.R. Martina, był ze mną aż do dziś. Czemu tylko do dziś? Bo teraz już wiem, że nawet HBO nie przygotowało mnie na to, co z Tolkienem i „Władcą Pierścieni” potrafił zrobić Amazon.

Czytaj dalej „„Pierścienie Władzy” to największe rozczarowanie roku i najpiękniejsza klęska w historii”

Kulturą w podcast, czyli o „Clickbaicie” słów kilka

Obudziłem się dzisiaj z myślą, że skoro płacę za domenę i serwer tyle pieniędzy, to może w końcu coś napiszę. Niedużo, bo kto by miał czas na pisanie, gdy pracy w pracy po same uszy, a do tego ten podcast, co go zacząłem kilka miesięcy temu wraz z koleżankami z redakcji nagrywać. Ale właśnie tym ostatnim chciałem się niniejszym pochwalić (choć dużo, z braku lepszego słowa, pracy jeszcze wymaga).

Czytaj dalej „Kulturą w podcast, czyli o „Clickbaicie” słów kilka”

Tolkien śpiewa

„Co, znowu Tolkien?”, zawołacie. „Ile można?”, dopowiecie. I faktycznie – nadszedł styczeń, a na KWP niemal tradycyjnie pojawia się wpis związany z legendarną książką brytyjskiego pisarza. Może to wina długich zimowych wieczorów, a może tego, że ekranizacje „Władcy Pierścieni” i „Hobbita” stały się niemal nieodłącznymi elementami świątecznej i poświątecznej ramówki telewizyjnej, podświadomie inspirującymi do szukania w nich wciąż czegoś nowego. A może po prostu jest tak, że powieść J.R.R. Tolkiena jest jak wino – im ona starsza i im starszy czytelnik, tym lepiej smakuje i uzależnia niczym najdoskonalszy alkohol. Trunek, do którego wraca się chcąc zagłuszyć wszelkie smutki i rozgrzać się, delektując się nim niczym odpoczynkiem pod kocem przy kominku w zasypanej śniegiem karczmie gdzieś w górach. W każdym razie – tak, znowu Tolkien. Tym razem jednak śpiewająco. Czytaj dalej „Tolkien śpiewa”

Nie tak miał wyglądać ten Powrót Króla

Trudno uwierzyć, że od premiery ostatniej części adaptacji „Władcy Pierścieni” minęło już 12 lat. Może dlatego, iż w międzyczasie otrzymaliśmy wreszcie „Hobbita” (który okazał jeszcze dłuższy, niż samo oczekiwanie na niego), a może dzięki telewizji, która każdą z części przypomina nam przynajmniej raz do roku. Za tym przypominaniem nie idzie niestety wiele nowego, gdyż szczerze mówiąc nie pamiętam, aby któraś ze stacji zdecydowała się na pokazanie trylogii w wersji rozszerzonej. Tym sposobem, wielu widzów (tych, których nie stać na DVD czy łącze internetowe) nigdy nie mogło się cieszyć w pełni tym, co Peter Jackson zdecydował się ukryć w wersji kinowej. Ale nawet ci, którzy wersję wzbogacone o dodatkowe sceny widzieli, nie zdają sobie sprawy, że kluczowa scena „Powrotu Króla” mogła wyglądać zupełnie inaczej. Czytaj dalej „Nie tak miał wyglądać ten Powrót Króla”

60 lat "Władcy Pierścieni", czyli jak Tolkien Śródziemie rysował

Niemal dokładnie 4 lata temu, niedługo po narodzinach KULTURĄ W PŁOT, opublikowałem kilka Tolkienowskich szkiców, które legendarny powieściopisarz przygotował tworząc „Hobbita”. Powiedzmy sobie szczerze – chociaż niewątpliwie urocze, prace te, nawet w oczach laika niepotrafiącego narysować nic więcej niż postać z pięciu kresek i kółka, wydają się warte co najwyżej śmiechu. Inaczej ma się jednak sprawa z grafikami, mapami i szkicami powstałymi równolegle z „Władcą Pierścieni”, które Tolkien produkował wręcz masowo. W przeciwieństwie do infantylnych bazgrołów z niziołkiem i krasnoludami w roli głównej, pomocnicze zapiski stworzone przez prekursora literatury fantasy zwalają z nóg. O czym zresztą przekonacie się już za chwilę. Czytaj dalej „60 lat "Władcy Pierścieni", czyli jak Tolkien Śródziemie rysował”

Kolejny dowód na to, że kobiety rządzą światem…

Początkowo planowałem zatytułować ten tekst „Oglądałem Władcę Pierścieni kilkanaście razy, ale tego nie zauważyłem” (wzorem szalenie popularnego wpisu na temat „Matriksa”), jednak byłoby to kłamstwo, a jak pewnie wiecie, kłamstwem brzydzę się równie mocno, co pieniędzmi. Prawda jest taka, że zauważyłem tajemniczą postać w trzyczęściowej adaptacji arcydzieła J.R.R. Tolkiena, ale nigdy nie podejrzewałem, że geneza jego poczęcia i jestestwa na celuloidowej kliszy może być tak ciekawa. Czytaj dalej „Kolejny dowód na to, że kobiety rządzą światem…”

Nikt tak po prostu nie wleci rakietą do Mordoru. Jeszcze nie

25 marca jak co roku wszyscy miłośnicy Tolkiena zasiedli do czytania dzieł swojego ulubionego pisarza. Na KWP chłonęliśmy jego twórczość co prawda kilka tygodni wcześniej, przy okazji wpisu o nieukończonej kontynuacji „Władcy Pierścieni” (kto nie miał przyjemności, zachęcam), dlatego dzisiaj, miast maltretować Was znanymi wszem i wobec fragmentami, postanowiłem podzielić się ciekawostką, o której wiele osób mogło nie wiedzieć. Bo ciekawostką jest zaledwie od kilku lat. Czytaj dalej „Nikt tak po prostu nie wleci rakietą do Mordoru. Jeszcze nie”

"Władca Pierścieni" ma 13-stronicowy sequel. Autorstwa samego Tolkiena

Stało się – ostatnia część „Hobbita”, która według niemal wszystkich (patrzę na Ciebie, Peterze Jacksonie) powinna być jednym filmem – pojawiła się w kinach, zarobiła krocie i… poniekąd sfrustrowała włodarzy wytwórni New Line Cinema, MGM i Warner Bros, nie mających już z czego zrobić kolejnego filmu. Ale czy aby na pewno? Pomijając „Silmarillion”, prawa do adaptacji którego rodzina Tolkiena nie ma zamiaru oddawać, autor zarówno wesołej powiastki dla dzieci o zabijaniu smoka jak i monumentalnego „Władcy Pierścieni”, w swoim dorobku ma jeszcze… kontynuację tego ostatniego, nad którą pracę rozpoczął w chwilę po wydaniu trzeciego tomu. Zaczął, ale nigdy nie skończył. Dlaczego? Czytaj dalej „"Władca Pierścieni" ma 13-stronicowy sequel. Autorstwa samego Tolkiena”

Jaki kraj, taki smok – różne oblicza Smauga z "Hobbita"

Największą niewiadomą dominującej obecnie na światowych ekranach drugiej części „Hobbita” był oczywiście wygląd i rozmiary Jego Magnificencji Smauga potężnego, pierwszej i najgorszej plagi świata, bogacza nad bogaczami, którego żaden oręż się nie ima. Wielu obawiało się (lubię pisać o sobie w liczbie mnogiej), że Weta Digital nie sprosta zadaniu, a generowany przez nich komputerowo smok nie będzie odpowiednio imponujący. Obawy okazały się bezpodstawne – rezydujący w Samotnej Górze potwór robi niesamowite wrażenie, a nam pozostaje zapytać, skąd tworzący pod batutą Petera Jacksona graficy czerpali inspiracje. No właśnie, skąd? Czytaj dalej „Jaki kraj, taki smok – różne oblicza Smauga z "Hobbita"”

Podejdźcie bliżej, chcę zniszczyć Wam dzieciństwo

Zadziwiające, że już po kilku latach efekty specjalne używane w „nowych” filmach rzucają się w oczy, podczas gdy magia kina stosowana jeszcze kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat temu potrafi przetrwać próbę czasu. Kiedy nie było komputerów (albo były używane jedynie jako zamienniki kalkulatorów), potrzebną scenografię trzeba było albo namalować (matte painting), albo przygotować w wersji zminiaturyzowanej, by umiejętnie ją potem filmując zaoszczędzić często setki tysięcy dolarów na wynajmowaniu kosztownych lokacji.

Miniaturowe plany zdjęciowe są co prawda stosowane nawet w czasach obecnych (głównie przez reżyserów, chcących ustrzec się bijącej z ekranu sztuczności), ale dzieje się to na tyle rzadko, że informacje o tym szybko zdobywają serca miłośników kina na całym świecie. A szkoda, bo jakość ich wykonania jest powalająca, czego świadkiem byliście już w dzieciństwie, oglądając ze szczękopadem różne kultowe produkcje. Czytaj dalej „Podejdźcie bliżej, chcę zniszczyć Wam dzieciństwo”