Widziałem "Matrixa" ze 30 razy, a tego nie zauważyłem. Aż do dzisiaj
31 marca tego roku minęło dokładnie 15 lat (tak, tak, to już tyle) od premiery jednego z najbardziej przełomowych i kultowych filmów w dziejach kina. Nie znam osoby (znając, Was, ktoś w komentarzach napisze, że zna), która w tym czasie nie widziała dzieła jeszcze wówczas braci Wachowskich przynajmniej jeden raz. Sam oglądałem go kilkadziesiąt razy, a znam ludzi, którzy (nie przesadzam) dobijają nawet do setki. Ale ani ja, ani oni nie zauważyli wręcz bijącej po oczach ciekawostki, od której uwagę reżyserzy skutecznie odwrócili seksowną blondynką w niemniej seksownej czerwonej sukni. Przyznajcie się, Wy też patrzyliście tylko na nią. I też pewnie przegapiliście to, czego nie sposób nie zauważyć, jeśli w głowie nam nie tylko cycki.
Mniej więcej w 56 minucie i 32 sekundzie filmu Morfeusz zaprasza Neo na spacer po bardzo zatłoczonej ulicy. Pokazując swoją wyższość nad mało doświadczonym byłym panem Andersonem, z wielką wprawą manewruje pomiędzy kolejnymi osobami, które chwile potem wpadają na tego ostatniego. Główny bohater nie ma szans przyjrzeć się poszczególnym osobom poruszającym się po trajektorii kolizyjnej, a sprawę dodatkowo utrudnia pojawiająca się znienacka i wyróżniająca się z korpo-tłumu zniewalająca kobieta w czerwonej sukni. Czego nie widzi Neo? Ano tego, że każda osoba w tej scenie ma swojego sobowtóra - a dokładniej rzecz biorąc, bliźniaczą siostrę bądź brata.
http://www.youtube.com/watch?v=yAAV9a4wwEA
Żeby było jeszcze ciekawiej, w scenie tej nie ma ani jednego efektu specjalnego, a występujący w niej aktorzy i ich klony nie zostali stworzeni za pomocą komputerów (w przeciwieństwie do sceny z setką Agentów Smithów z kontynuacji). W trakcie kręcenia zdjęć w Sydney Wachowscy ogłosili casting na identycznych bliźniaków, trojaczków i innych -ków, którzy mogli pojawić się w "Matrixie", tylko po to, by zasugerować, że programista z Nabuchodonozora (Mouse) był takim bumelantem, że miast zaprogramować każdego bota w programie testowym z osobna, posłużył się starym dobrym kopiuj-wklej. Mouse wyszedł pewnie ze słusznego założenia, że seksowna białogłowa skutecznie zamaskuje jego partacką robotę.
Neo oblał test, którego celem było pokazanie, że każdy może być agentem. Skupił się na nieistotnym szczególe, który odwrócił jego uwagę od najważniejszego - z braku czujności nie zauważył symulacji Agenta Smitha. Widzowie również test oblali, bo tak jak i bohaterowi w oko wpadła im zachwycająca kobieta. Ale trudno się dziwić - ja dla przykładu do dzisiaj wzdycham, przypominając sobie jakie wrażenie wywarła na nastoletnim jeszcze mnie. I jakie wrażenie wywiera do dziś.
http://www.youtube.com/watch?v=S2_tiZXcsUs
Poniżej jeszcze kilka przykładów na potwierdzenie tezy, którą pewnie wszyscy już dawno udowodnili:
A wracając na chwilę do kobiety w czerwonej sukience, mogliśmy ją też oglądać w "Ataku klonów", czyli drugiej części nowej trylogii "Gwiezdnych wojen". Znamienne?
Gdyby ktoś szukał, pani z kadru zowie się Fiona Johnson...
...i tak wygląda w nieco zimniejszych barwach (tak, wiem, zdjęcie jest czarno-białe)