Żyjemy w nieciekawych czasach. Inaczej nie mogę nazwać rzeczywistości, w której każdy kolejny film akcji przygotowywany jest w taki sposób, żeby mogły się na niego wybrać dzieci dwunastoletnie. Dzieci, którym wydaje się, że rozstrzelanie kilkudziesięciu osób w jednej tylko scenie możliwe jest bez przelania jednej kropli krwi. Po co więc w ogóle strzelać, skoro przeciwnik nie krwawi? Po co robić spektakularną samochodową kraksę, w której brak nie tylko ofiar, ale też rannych?
W tym zalewie infantylnych, głupich i z roku na rok coraz nudniejszych produkcji, z których większość oparta jest na bardziej (rzadziej) lub mniej (częściej) nieznanych szerzej komiksach, tylko czasem trafiają się prawdziwe perełki. Jedną z nich był zeszłoroczny „Kingsman: Tajne służby”. Drugą, już niekomiksową (chociaż z komiksem związaną), „Mad Max: Na drodze gniewu”. Trzecią zaś jest szturmem podbijający ekrany „Deadpool”. Film, którego wcale miało nie być.

Trochę się studiu 20th Century Fox nie dziwię – to, co zobaczyłem w kinie zdecydowanie odbiega od standardów, do których przyzwyczaiło nas kino superbohaterskie. Sam główny bohater jest raczej antybohaterem i, co tu dużo mówić, jest też z tego dumny. I na każdym kroku stara się to pokazać, ku uciesze zgromadzonych w kinowej sali widzów. A przynajmniej męskiej ich części. Na „Deadpoolu” kobiety mogą się oczywiście bawić, ale charakterem muszą dorównywać raczej bohaterce, będącej obiektem jego westchnień. Albo, operując nomenklaturą nieco bardziej przystającą tej wulgarnej i krwawej produkcji, wzwodów.
Wracając jednak do meritum tego wpisu, dlaczego lepiej nie zabierać dziewczyny na najnowszy film z Ryanem Reynoldsem, pomimo faktu, że gra w nim Ryan Reynolds? Jak się za chwilę przekonacie, powody ku temu są jednocześnie najlepszą rekomendacją do jak najszybszego wybrania się na „Deadpoola”.
Ryan

Jest brzydki. Tak brzydki, że w czasie seansu wielokrotnie będziemy słyszeć obrazowe porównania jego twarzy, do najróżniejszych przedmiotów. I części ciała. „Zębata moszna” to jedno z bardziej łagodnych i równie zabawnych. Reynolds kpi ze swojego wizerunku, tytułu najseksowniejszego żyjącego mężczyzny (otrzymał go od magazynu People w 2010 roku) oraz umiejętności aktorskich. Zdecydowanie nie jest tu obiektem westchnień, ale jednocześnie jest siłą napędową tego filmu. Jest całkowicie oddany roli Deadpoola, co zresztą było widać w materiałach reklamowych promujących ekranizację. Sam fakt, że po 12 latach produkcyjnego piekła wreszcie udało się wprowadzić ją na ekrany, jest w 99 procentach jego zasługą.
Ukłony

Prawdopodobnie nie wystarczy pięciu seansów, by wyłapać wszystkie nawiązania przygotowane przez twórców. Tu każda scena jest albo hołdem, albo parodią, albo wbiciem szpili. Najdłuższy zabieg akupunktury przeżywa tu samo studio 20th Century Fox, które w co drugiej scenie jest wyszydzane przez głównego bohatera (świadomego, że występuje w filmie superbohaterskim, co rusz wyłamującego tzw. „czwartą ścianę”). Fox obrywa za wspomniany, tu ponownie dostosowuję słownictwo do poziomu żartów w filmie, pierdolnik produkcyjny, ścinanie budżetu (w ostatniej chwili twórcom zabrano 7 milionów dolarów, przez co kilka naprawdę mocnych scenariuszowo scen wyleciało z produkcji) i oszczędzanie na bohaterach (jedna z najcięższych armat wymierzona jest w szkołę profesora Xaviera i listy obecności uczniów do niej uczęszczających). Kiedy zaś nie masakruje studia, które powołało go do życia, Deadpool dwoi się i troi, by oddać hołd niezliczonej rzeszy filmów, komiksów, piosenek, a nawet reklam. Fani wyszukiwania smaczków będą wniebowzięci. Ich partnerki zdecydowanie mniej, co rzuca się w oczy podczas seansu.
Humor

Najmocniejsza strona filmu, wielu widzom wyda się najsłabsza. Ciężki niczym spadające podczas II wojny światowej na polskie miasta niemieckie bomby, niestroniący od skatologii, gwałtu, masturbacji, a zahaczający w niektórych momentach nawet o pedofilię dowcip spowodował, że wychodzące z kina pary zdawały się być podzielone niczym IV Rzeczpospolita. Uśmiechnięci od ucha do ucha panowie i mocno zniesmaczone panie. W pamięci zapisała mi się scenka rozgrywająca się jeszcze w kinie, gdy zachwycony „Deadpoolem” facet chciał poczekać do zakończenia napisów końcowych na tradycyjny dodatkowy fragment (a jest taki), zaś jego oblubienica, która wybrała się z nim na walentynkową produkcję, niemal siłą wyciągała go z kinowej sali. Prawdopodobnie zapraszający tłumaczyć się musiał równie gęsto, co filmowy antybohater wybrance swojego serca. Krótko mówiąc, humor jest to wymagający. Ale dla niewymagających.
Posoka

W pierwszym akapicie tej niby-recenzji ubolewałem nad odczarowywaniem rzeczywistości. Ostatnie lata życia pod jarzmem kategorii wiekowej PG-13 („za zgodą rodziców od 13 roku życia”) sprawiły, że to co wyczynia nad ekranie główny bohater zdaje się być przemocą po stokroć przerysowaną. Tymczasem, pomimo efektownych sposobów zadawania bólu i uśmiercania przeciwników, „Deadpool” w pokazywaniu skutków „nieprzyjemnego traktowania” dorównuje wręcz filmom dokumentalnym. Albo produkcjom sygnowanych logiem ISIS. Strzał w głowę skutkuje rozrzuceniem mózgu i kawałków czaszki w kierunku zgodnym z trajektorią lotu pocisku. Uderzenie z dużą prędkością o ścianę powoduje zmiażdżenie najmniejszej nawet kostki w ciele. Wbicie katany w korpus, w przeciwieństwie np. do nabijania na szaszłyk, z którego słynie Wolverine (tu i ówdzie przywoływany), prowadzi do jego rozpłatania. Przykłady można mnożyć. Można też je podsumować czterema wyrazami: Deadpool to krwawa orgia. I właśnie tym wygrywa z każdym innym filmem superbohaterskim. Może z wyjątkiem „Strażników”.
Miłość

„Deadpool” to w gruncie rzeczy film o miłości. Ale nie takiej, jak moglibyście się spodziewać – do czego zresztą nawiązuje tytułowy bohater wielokrotnie zwracając się do widzów podczas seansu. Miłość tutaj nabiera zupełnie zaskakującego oblicza (nie piszę tu tylko o charakteryzacji Reynoldsa). Jest to uczucie brudne, gwałtowne, momentami mocno wyuzdane, z jednej strony niezwykle fizyczne (i jakże pornograficznie wręcz nakręcone!), a z drugiej przełamujące wszystkie bariery. I filmowe tabu. W końcu jak często możemy oglądać na ekranie tak piękną aktorkę, która na potrzeby jednej sceny zakłada… A nie będę wam psuł niespodzianki. Powiem tylko, że to moment graniczny. Miejsce odsiewu widzów przygotowanych na wszystko, od tych, którzy nie spodziewają się nawet hiszpańskiej inkwizycji.
Powiem jedno. Spodziewajcie się. Wszystkiego.
Wpis naprawde mnie poruszyl. Deadpool lamie taboo – ale czy to dobrze? Sceny ukazane w pornograficzny sposob? Tym sie pan zachwyca? Cale zycie uwazalem, ze filmy porno to nie najlepszy temat do rozmowy ze znajomymi, a teraz, prosze bardzo, mozna sie wybrac do kina z przyjaciolmi, zeby sobie je wspolnie obejrzec. Z seksem nie jestem pewny (chociaz jest subtelna roznica pomiedzy MadMax’em, ktorego obejrzalem, a Deadpool’em, z tego co tu widze), ale za to rozlew krwi powinien byc pokazywany tylko w konkretnym celu; ukazywanie krwawej orgii jest zboczeniem. Dobrze, ze mlodzi zyja w czasach, w ktorych nie musza widziec, jak wyglada cialo doprowadzone do rozplatania. Nikt nie powinien wiedziec, jezeli nie musi. Doceniam panskiego bloga, ale dzisiejszy wpis jakby otumaniony zupelnie. Nie ma juz nic swietego, co?
PolubieniePolubienie
Przemoc jest bezcelowa w każdym przypadku, lepiej by była fikcją na ekranie, bo mogę kino opuścić albo nigdy do nie go nie wejść.
PolubieniePolubienie
…ja na początku chciałem iść z córką….Ale 11-to latka chyba jeszcze nie jest gotowa :-). OK- „Gwiezdne Wojny” wciągnęła, ale już taki „Hellboy” ją trochę wystraszył. Szkoda 🙂
PolubieniePolubienie
Hellboy przy Deadpoolu to taki Diabeł Piszczałka przy Lucyferze 😉
PolubieniePolubienie
…wiesz, moja córka ma 11 lat, i na razie buja się od kucyków Pony (chciała być Onczao :-)), przez Scoobiego- a teraz oglądamy razem „Nagą Broń” :-). Muszę dbać o edukację kulturalną :-).Tylko scenę w sex-shopie przewinąłem żeby nie odpowiadać na krępujące obie strony pytania :-).
PolubieniePolubienie
..właśnie teraz ryczy w głos, bo jest wielki finał Spidermana (Raimiego), i umiera Harry Osborne, oraz wspominają śmierć wujka… Wrażliwe dzieciątko 🙂
PolubieniePolubienie
No to „Deadpoola” na pewno jej jeszcze nie pokazuj 😉
PolubieniePolubienie
Seksizm aż się wylewa. Kobieta nie pójdzie na film bo bohater jest brzydki? Nie ogarnie nawiązań? Nie może lubić czarnego humoru ani przemocy w filmach? Seksu? Serio? W jakim Ty świecie żyjesz?
PolubieniePolubienie
Podejrzewam że w takim, w którym poczucie humoru występuje częściej, niż w Twoim 🙂
PolubieniePolubienie
Hm, a ja jestem kobietą i jak najbardziej mam zamiar na tego Deadpoola pójść. Przecież nawet jeśli nie spodoba mi się humor, będę mogła potem napisać ironiczny wpis na bloga – same korzyści;-)
PolubieniePolubienie
Często czytam KWP, ale nic mnie tak jeszcze tutaj nie zadziwiło! (uwaga, teraz nastąpi typowy komentarz „jestem kobietą i lubię to!”)
Byłam na tym filmie z chłopakiem. Ba, to była podwójna randka nawet! Do napisów końcowych zostało 3/4 sali- a w tym, oczywiście, my.
Filmem jestem zachwycona. Bardzo lubię superbohaterskie filmy. Od dość ciężkiego Watchmena po Kick-assa. Deadpoolowi o wiele bliżej jednak do tego drugiego, chociaż jest o wiele pierniejszy! Na seansie wyłam ze śmiechu. Smaczków było tyle, że nawet wszystkich nie wyłapałam. Cieszy mnie, że nareszcie ktoś zrobił film o superbohaterach dla dorosłych. I w końcu ktoś pozbył się w nich przysłowiowego kija z…. no wiadomo skąd.
Po prostu miód!
Podsumowując- jestem kobietą i lubię to! I wcale się tego nie wstydzę :))
PS. w komiksie ukochana Deadpoola była mutantką potrafiącą wcielić się w każdego. W filmie nawiązuje do tego, mówiąc że roli damy w opałach to jeszcze nie grała ; )
PS2. Czekam aż ruszy lawina mody, ktoś zainteresuje się i zrobi film z Lobo w roli głównej!
PolubieniePolubienie
Kino komiksowe bardzo usypia. Skoro bohater to kosmiczne umiejętności, to wymagający przeciwnik. Nuda. Na jednym z portali przeczytałem informację, że film furory u nas nie zrobił. Producent tym faktem był zaskoczony.
PolubieniePolubienie