21 rzeczy, których nie wiedzieliście o "Powrocie do przyszłości"
Numer 17 sprawi, że wyrwiecie z głowy włosy! (UWAGA: Wpis nie zawiera numeracji)
22 listopada 2013 roku przypada dokładnie niezbyt okrągła 24 rocznica premiery drugiej części "Powrotu do przyszłości", która w założeniu miała nigdy nie powstać. Zaskoczeni niesamowitym sukcesem pierwszego filmu twórcy (przez 11 tygodni był na czele amerykańskiego box office'u) postanowili zająć się kontynuacją, zwłaszcza że pozostawili sobie szeroko otwarte wrota do jej nakręcenia. Nie chcąc zachwiać kontinuum czasoprzestrzennego, dość przewrotnie nie będę dzisiaj pisał o niej, lecz zajmę się rozkładaniem na czynniki pierwszej odsłony przygód Marty'ego McFly'a, która w kinach pojawiła się trochę ponad 4 lata wcześniej. Kto mi zabroni?
Droga na ekran jednego z najbardziej kultowych filmów w dziejach kina nie była łatwa. Po dwóch z rzędu porażkach finansowych reżyser Robert Zemeckis zaczął tracić wiarę, że kiedykolwiek uda mu się nakręcić jakiś hit. Obie wtopy zaliczył kolaborując ze Stevenem Spielbergiem, dlatego za wszelką cenę starał się uniknąć współpracy z już wtedy wpływowym hollywoodzkim twórcą. Jak się jednak okazało, tylko Spielberg od początku wierzył w sukces historii z kazirodczym akcentem i to właśnie do niego ostatecznie zwrócił się po pomoc.
Jak to się skończyło - wszyscy wiemy, jednak to co działo się za kulisami do dzisiaj dla wielu osób (nie posiadających dodatków do okolicznościowych wydań DVD i Blu-ray) pozostaje tajemnicą (lubię dramatyzować, co poradzę). Tajemnicą, z której niniejszym odzieram porywające kolejne pokolenia kinomanów arcydzieło kina przygodowego.
Kosmita z Plutona
Szefowi wytwórni Universal Sidowi Sheinbergowi nie podobał się tytuł filmu, którego zwyczajnie nie rozumiał. Według niego fraza "powrót do przyszłości" była oksymoronem, a poza tym nikt przy zdrowych zmysłach nie poszedłby do kina na produkcję ze słowem "przyszłość" w tytule. Po zapoznaniu się z treścią scenariusza nakazał zmienić go na "Kosmita z Plutona" (Spaceman from Pluto), co z kolei było nie do przyjęcia przez reżysera (Zemeckis) i producenta (Spielberg). Na szczęście ten ostatni był na tyle pomysłowy, że zamiast kłócić się z szefem, podziękował mu w specjalnym liście za świetny dowcip. Zbyt dumny, by twierdzić, że mówił poważnie Sheinberg już nigdy nie wrócił do tego tematu.
Inne pomysły Sheinberga, które trafiły do filmu:
zmiana profesora Browna w doktora Browna ("bo profesor nie mógł mieć za kumpla nastolatka")
zastąpienie szympansa Shempa psem Einsteinem ("bo filmy z małpami się nie sprzedają")
zmiana imienia matki Marty'ego z Meg na Lorraine ("bo tak ma na imię moja żona").
Nieoczekiwana zmiana aktorów
Rola Marty'ego McFly'a była pisana pod Michaela J. Foxa, niestety nie mógł wystąpić w filmie w związku z zaangażowaniem w serial "Więzy rodzinne". Twórcy musieli więc poszukać innych kandydatów - pierwszym był C. Thomas Howell, a drugim Eric Stoltz, na którego ostatecznie się zdecydowano. Po 5 tygodniach zdjęć i wydaniu 3 milionów dolarów okazało się jednak, że Stoltz nie jest wystarczająco komiczny i raz jeszcze postanowiono spróbować z Foxem.
Tym razem dostał pozwolenie od producenta serialu, ale mógł pojawiać się na planie tylko wieczorami. I tak od 10:00 do 18:00 pracował dla telewizji, a następnie prosto z planu "Więzów rodzinnych" był odwożony przez wynajętego szofera na plan "Powrotu do przyszłości", gdzie pracował do 6:00 rano. Skrajnie wyczerpany zasypiał w samochodzie w drodze do domu na 2-3 godzinną drzemkę, a do mieszkania wnosił go kierowca. Jedynie w weekendu Fox mógł kręcić zdjęcia dzienne, gdyż wtedy serialu nie nagrywano.
Pomysł
Na pomysł nakręcenia filmu wpadł producent, Bob Gale, który przeglądając zdjęcia rodziców z młodości zaczął się zastanawiać, czy jeśli spotkałby ich w wieku nastoletnim, zostaliby przyjaciółmi. Z pomysłem poszedł do Zemeckisa, z którym później dogadał resztę fabuły i kluczowy element wehikułu czasu. Zapytany co by zrobił, gdyby podróż w czasie byłaby możliwe Gale odpowiadał, że dokładnie to, co sprowokowało go do nakręcenia filmu.
Komora z laserem i lodówka
W pierwszych wersjach scenariusza wehikułem czasu najpierw miało być urządzenie emitujące wiązkę laserową, a później lodówka. Z lodówki zrezygnowano w obawie, że po seansie filmu dzieci będą się w nich zamykać, co grozić może potencjalnym wypadkom śmiertelnym.
Zapowiadanie przyszłości
Film otwiera długie ujęcie pokazujące zegary w pracowni doktora Browna. Wśród nich znaleźć można zdjęcie/rysunek człowieka, który zwisa z tarczy zegarowej trzymając się za jej wskazówkę. Jest to nawiązanie do filmu "Jeszcze wyżej" z 1923 roku, a także świetnie wkomponowany element zwiastujący jedną z najbardziej emocjonujących sekwencji w dziejach kina, która pojawia się w samej końcówce.
Wybuch bomby jądrowej
Momentem kulminacyjnym filmu miała być sekwencja wybuchu bomby atomowej na poligonie wojskowym, dzięki któremu bohaterowie uzyskaliby odpowiednią energię do wysłania wehikułu w przyszłość. Najpierw bomba miała spaść na wspomnianą wyżej lodówkę ("Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki" się przypomina), później wymyślono, że Marty ma wjechać DeLoreanem na poligon dokładnie w momencie detonacji. Z przyczyn budżetowych zdecydowano się na wykorzystanie sił natury i wieży zegarowej, która zdecydowanie lepiej pasowało do filmu o podróżach w czasie.
Wieża zegarowa w innych filmach
Zdjęcia w filmowym Hill Valley nie zostały nakręcone w jednym miasteczku i okolicach - różne sceny powstawały w kilku istniejących lokacjach, jednak kluczowy dla fabuły budynek (oraz przylegający do niej plac miejski ze sklepami i zakładami) to atrapa stojąca na terenie studia Universal. Atrapa tak doskonała, że pasująca do stale rosnącej liczby produkcji. Na potrzeby "Powrotu do przyszłości" istniejąca już od kilkudziesięciu lat (i pojawiająca się w wielu filmach i serialach) scenografia została przerobiona (dobudowano m.in. słynny zegar), a po jego premierze można ją było zobaczyć również w innych hollywoodzkich dziełach. O wszystkim możecie przeczytać we wcześniejszym wpisie na KWP.
Rozbawiony prezydent
Oglądając gotowy film Ronald Reagan tak bardzo upodobał sobie zszokowaną reakcję doktora Browna na wieść, że aktor został prezydentem, że kazał zatrzymać w kinie film i puścić ją jeszcze raz. W 1986 roku przemawiając do kongresu nawiązał nawet do filmu mówiąc: "Tak jak powiedzieli w Powrocie do przyszłości - tam gdzie jedziemy, nie potrzebujemy dróg". Nazwisko Reagana pojawia się na kinowym szyldzie oraz plakacie filmu, w momencie gdy Marty po raz pierwszy trafia na plac miejski w 1955 roku.
Zbiegi okoliczności
Zemeckis i Gale powiedzieli w wywiadzie, że nie byli świadomi faktu, iż w 1955 roku Oscara za najlepszy film zdobył film zatytułowany... "Marty". W obu filmach pojawia się właściciel baru o imieniu Lou. Co więcej, w 1955 roku umarł Albert Einstein, którego nazwisko stało się imieniem psa doktora Browna.
Nawiązania do gwiazd rocka
Według scenariusza filmu, to Marty wymyślił rock'n'rolla. Podczas pamiętnego występu w liceum w Hill Valley bohater nawiązuje do zespołu The Who (kopiąc głośniki), gitarzysty AC/DC Angusa Younga (grając na gitarze w pozycji leżącej), Chucka Berry'ego (skacząc po scenie z charakterystycznym wykopem) oraz Jimiego Hendrixa czy Eddiego Van Halena (gitarowa solówka).
Burda na potańcówce
W pierwszej wersji scenariusza muzyka grana przez Marty'ego miała doprowadzić do wybuchu zamieszek tłumionych później przez policję. To w połączeniu z pominiętym ze scenariusza sekretnym składnikiem, dzięki któremu wehikuł czasu mógł działać (Coca-Cola) miało spowodować zmianę przyszłości. Po powrocie do 1985 Marty miał zastać latające samochody napędzane Coca-Colą właśnie, jednak do tego czasu rock'n'roll miał zostać nie wynaleziony (prawdopodobnie w związku z zadymą sprzed 30 lat).
Twórcy planowali, by w związku z tym Marty rozpoczął opóźnioną kulturalną rewolucję jako gitarzysta tworzący nowy gatunek muzyki. W tej wersji scenariusza jego ojciec miał też przypadkiem natrafić na wycinek gazety z roku 1955, na którym rozpoznałby swojego syna. Z Coca-Coli zrezygnowano po podpisaniu umowy z Pepsi (dlatego tak wiele odniesień do tej marki pojawia się w filmie). Brak rock'n'rolla usunięto z filmu prawdopodobnie dlatego, że pomysł nie miał sensu i zaburzał ciąg przyczynowo-skutkowy.
Przesłuchanie
Podczas pokazanego na początku filmu przesłuchania zespołów, głównym jurorem jest dzierżący megafon Huey Lewis, którego piosenki "Power of Love" oraz "Back in Time" pojawiły się na soundtracku "Powrotu do przyszłości".
Koszmarny wehikuł czasu
W wywiadzie udzielonym po latach Michael J. Fox stwierdził, że "kurewsko nienawidził DeLoreana" (a właściwie trzech DeLoreanów, bo tyle zakupiono na potrzeby produkcji). Było w nim ciasno, wokół znajdowało się pełno wystającego wyposażenia, o które ciągle się uderzał (uszkadzając sobie m.in. dłoń), a mechanizm drzwi otwieranych ku górze (który zadecydował o tym, że auto się w filmie pojawia - miało przypominać statek kosmiczny ludziom z lat 50.) nie dość że był niepraktyczny (auta nie można było otworzyć przy zaparkowaniu obok innego wozu), to cały czas się psuł.
Wszystkie oglądane w filmie uderzenia głową głównego bohatera o drzwi były nieuwzględnione w scenariuszu, a zaimprowizowane przez Foxa, by pokazać jak bardzo niepraktyczne jest to auto. Fox dodał też, że nie dziwi się, że DeLorean nie odniósł sukcesu na rynku motoryzacyjnym.
Szalone liczby
Kiedy doktor Brown wysyła Einsteina minutę w przyszłość (swoją drogą, podczas pokazów testowych widzowie myśleli, że pies zginął), na ekranie mija dokładnie 1 minuta i 21 sekund. Einstein wraca z przyszłości dokładnie o godzinie 1:21, a moc potrzebna do uruchomienia wehikułu czasu to dokładnie 1,21 gigawata.
Kazirodztwo
Kiedy Zemeckis próbował sprzedać pomysł na film wśród wytwórni, Disney odpowiedział, że w życiu nie zainwestują w film, w którym matka całuje się z własnym synem. Co ciekawe, inne wytwórnie stwierdziły, że film jest zbyt łagodny dla ówczesnego widza - na topie były wówczas komedie zawierające znacznie więcej podtekstów seksualnych i takim produkcjom od razu dawano zielone światło. Dopiero po sukcesie przygodowego "Miłość, szmaragd i krokodyl" Zemeckis dostał wolną rękę co do następnego projektu. Każde studio chciało go wtedy wyprodukować, ale reżyser poszedł z nim do Stevena Spielnerga - jedynej osoby, która od początku wierzyła w jego sukces. Łącznie scenariusz "Powrotu do przyszłości" odrzucano 40 razy.
Polskie korzenie doktora Browna
W wielu wywiadach Christopher Lloyda podkreślał, że swoją postać zbudował bazując na wyglądzie Alberta Einsteina i zachowaniu scenicznym pochodzącego z Polski dyrygenta - Leopolda Stokowskiego. Leopold urodził się w Londynie 18 kwietnia 1882 roku w polsko-irlandzkiej rodzinie, której głową był Polak, Bolesław Stokowski.
Współczesny Biff
Znudzony odpowiadaniem na zadawane przez fanów ciągle te same pytania grający Biffa Tanena Tom Wilson przygotował specjalną wizytówkę, którą wręcza, kiedy nie ma już dłużej na to ochoty. Znajduje się na niej FAQ, który najczęściej wyczerpuje ciekawość miłośników filmu.
Motyw przewodni
Przewijający się przez film motyw przewodni został skomponowany przez Alana Silvestriego. W jego nagraniu wzięła udział licząca 85 osób (!) orkiestra, co wówczas było rekordem jeśli chodzi o branżę filmową. Co ciekawe, Spielbergowi początkowo nie podobał się pomysł zatrudnienia Silvestriego, gdyż stworzona przez niego muzyka na potrzeby "Miłości, szmaragdu i krokodyla" jego zdaniem była zwyczajnie słaba.
Efekty specjalne
Chociaż "Powrót do przyszłości" wielu ludzi zalicza do kina science fiction, jego twórcy nazywają go filmem przygodowym, na dowód podając statystykę: jedynie 32 efekty specjalne zostały użyte w trakcie jego produkcji (jakby to miało jakiekolwiek znaczenie). Bardzo dużo korzystano natomiast z prostetycznego makijażu, dzięki któremu młodzi aktorzy mogli wcielić się również w starsze wersje granych przez siebie postaci. Czy twórcom udało się trafnie przewidzieć ich wygląd, możecie sprawdzić na poniższym zestawieniu.
Ciąg dalszy nastąpi
Początkowo Zemeckis i Gale nie zamierzali kręcić sequela. Otwarte zakończenie, w którym doktor Brown przybywa z przyszłości zmodyfikowanym DeLoreanem (z małym reaktorem jądrowym napędzanym odpadkami - w rzeczywistości zrobionym z młynka do kawy) miało być zwykłym żartem, który dopiero po sukcesie części pierwszej posłużył za punkt wyjścia do części drugiej.
Twórcy twierdzą, że gdyby od początku chcieli kręcić drugi "Powrót...", nigdy nie wsadziliby do samochodu dziewczyny Marty'ego. To właśnie dlatego na początku sequela Jennifer traci przytomność, żeby nie przeszkadzać w rozwoju wydarzeń. Napis "Ciąg dalszy nastąpi" dodano do filmu dopiero w wydaniu VHS, które debiutowało już w trakcie kończenia produkcji kontynuacji.